środa, 30 września 2009

<4

Nasz dział zaczyna się kurczyć. Chyba wszyscy mają powoli dosyć polityki menago.
B. zapowiedziała dzis, że odchodzi i złożyła wymówienie. Menago jest oczywiscie zaskoczona tym faktem.
Nie przemyslała, że mamy już dosyć braku jakichkolwiek informacji na temat kondycji firmy/działu. Że pomimo obietnic, premii nikt nie widział od 1,5 roku. A ta która została przyznana handlowcom w ubiegłym roku została wypłacona jedynie połowicznie, a na temat drugiej połowy wiesci zaginęły. Pojęcie premii dla mnie w ogóle nie istnieje, bo nie jestem od sprzedaży. W związku z tym nic mi się nie należy dodatkowo - chyba, że wpierdol. ;)
No i oczywiscie wszystkich zaczęło wkurzać, że u nas sukces ma tylko jednego autora (menago), a porażka trzech (pracownicy).
Czyli stan na dzień dzisiejszy wygląda tak:
- dział liczy 4 osoby
- jedna jest na zwolnieniu (czyli ja - bo puchnę)
- jedna odchodzi
- jedna pracuje
- jedna kieruje
Najsmieszniej będzie jak zostanie dział składający się tylko z jednej osoby - kierownika.

wtorek, 29 września 2009

O tym jak to mnie w LIDL-u wkurwili!

Wielu znajomych zachwala LIDL jako swietny sklep z fajnymi produktami i super cenami. Będąc w odwiedzinach u koleżanki postanowiłam to sprawdzić, gdyż mieszka po sąsiedzku z supermarkietem. Na dodatek przyszło mi teraz liczyć się mocno z kasą, więc postanowiłam zrobić najpotrzebniejsze zakupy spożywcze.
I rzeczywiscie za dosyć pokazną ilosć serków, napoji i ketchup powinnam zapłacić niewiele.
Na początku zdziwiła mnie jedna sytuacja. Pani, która zobaczyła, że zbliżam się do kas wyruszyła pędem w tym samym kierunku panicznie poszukując tej najmniej zatłoczonej. Przez moment wyglądała jak Jerzy Dudek na bramce, który to tańczy raz na lewo raz na prawo, żeby zmylić przeciwnika. W końcu wybrała opcję "na lewo". Ja również poszłam jej sladem i zajęłam zaszczytne 3. miejsce w kolejce do płacenia.
W końcu udało się - kasjerka nalicza moje produkty.
- 16,49 poproszę
Wyciągam kartę, a baba gapi się jakby pierwszy raz w życiu widziała taki srodek płatniczy. Robię więc pytającą minę ?????
- Ale karty przyjmujemy od 20,00 złotych - oswieca mnie kasjerka
- A nie może mnie Pani po prostu skasować? Nie mam żadnej gotówki przy sobie.
- Proszę się wrócić na sklep i dobrać produkty tak, żeby Pani miała 20 złotych do zapłacenia
Myslę sobie, że jak teraz się wrócę na sklep cos dobierać "na szybciora" to mnie te 10 osób, które za mną stoją mówiąc delikatnie zajebie.
- Czyli nie może Pani ode mnie przyjąć płatnosci kartą?
- NIE.
- No to ja w takim razie w ogóle rezygnuję!
Nie widziałam tam żadnej informacji, że płatnosć kartą od okreslonej kwoty. W ogóle to dla mnie głupota i niech się walą. Byłam tam pierwszy i ostatni raz! Będą mnie tu zmuszali do dobierania zakupów na szybko i byle czego, żeby tylko do 20 zeta dobić. Niedoczekanie wasze!!

Komediodramat na cztery osoby (w tym dwie nowe)

Jakby ktos nie wiedział o co chodzi to tu znajduje się pierwsza częsć tej historii.

Bojów o działkowy ogródek ciąg dalszy.
Tym razem moja familiada  postanowiła wybrać się na spacer w tamte okolice. Mają blisko, więc poszli z buta obczaić co i jak.
Oczywiscie moja matka nie byłaby sobą, gdyby nie rozpętała sąsiadom wojny o ten nieszczęsny ogródek, który sobie zrobili na naszej działce. Widać takie sprawy trzeba załatwiać na bardzo niskim poziomie - a nikt tak jak ona nie jest w stanie tego zagwarantować.
Po obejrzeniu dokładnie wszystkich roslin zagadała do sąsiada-siewcy, który kręcił się po podwórku.
Matka: - Panie czemus pan tu zasiał jakies krzaki skoro sobie nie życzymy?
Sąsiad-siewca: - Jak to ludzie nie docieniają tego co ładne. Zasiałem przecież ładne rosliny. Wczesniej byly same krzaki. O! Niezapominajki tu są, rododendron - o tu! (mówiąc to wskazuje palcem)
Matka: - Panie ja tu widzę, że żes pan posiał orzecha i różne roslinki wieloletnie! (na jego wskazania palcem matka wyrywa krzaki, które on posiał). Poza tym dbaj pan o swoje podwórko!! A w ogóle to skąd wiadomo, że my chcemy akurat takie?!
Sąsiad-siewca: - Wy ludzie to nie potraficie docenić jak cos jest ładne!
Matka: - Chuj mnie obchodzi czy to jest ładne! Jutro przychodzę i resztę wyrywam, a co mi się spodoba to wykopuję!
Syn sąsiada-siewcy: - Chodź ojciec nie gadaj z nią, bo ona jest psychiczna!
W tym momencie wkracza mój ojciec-hero!
Ojciec-hero: - Uuuu ważaj gówniażu jak się zwracasz do starszych!! (ojciec się trochę jąka)

W ten oto sposób moi starzy pokazali niesfornym sąsiadom gdzie ich miejsce. Dzis jadą po swoje roslinki. :)

poniedziałek, 28 września 2009

zdjęcia bez lampy

Akwarium morskie w Gdyni. Za mną wycieczka dresiarzy, co to przyszli się podedukować (bardzo się chwali!),
- Ty kurwa, jak się włancza lampę w tym aparacie kurwa?
- No co ty nie czytałes, debilu jeden, że nie można robić zdjenć z lampą?!
- Ahaaaaa





wtorek, 22 września 2009

Sacro RAP

Gadam z kumplówką na gg jak jej minął weekend, wiem że była na weselu.
Ja: - jak tam było na weselu?
Ona: - Wesele niezłe, ale jedna akcja była wysmienita.
Ja: - No dawaj
Ona: - Pan młody i Panna młoda nie mieszkali ze sobą wczesniej, ani nie spali tym bardziej
Ja: - Ale to jeszcze tak można? A w ogóle to skąd wiesz?
Ona: - Bo wszyscy o tym mówili
Ja: - Mówiłam Ci że skoro tacy święci to ona pewnie nie rusana
Ona: - Wynajeli mieszkanie wspolnie pare dni przed slubem, ale pierwsza noc spedzili tam dopiero po slubie. A byli ze soba ze 4 lata
Ja: - To się zdziwią. I myślisz, że nic nie było?
Ona: - No nie
Ja: - Tak w ogóle? Że nie przeczyścił komina?
Ona: - No nie
Ja: - Nie zajrzał do norki?
Ona: - NIE
Ja: - Nie wpakował paróweczki do bułeczki?
Ona: - NIE, NIE NIE. Może jakies macanki, nie wiem co kosciół dopuszcza przed slubem.
Ja: - Tam pewnie są pajęczyny
Ona: - Pewnie w noc poslubną juz pajęczyny zdjął
Ja: - Pewnie się tam przedzierał z maczetą
Ona: - Pewnie po minucie skończył
Ja: - Ja myślę, że zanim zaczął to już skończył. Ciekawe czy i on ma 'czystą duszę' nieskalaną grzechem
Ona: - Pewnie tak i musial dokonczyc palcem. On podobno jest bardzo religijny - a na stronie internetowej napisał, że połączył ich rap....
Ja: - No to na pewno nie był gangsta rap. Ciekawe czy widzieli wideo do 'candy shop' albo 'P.I.M.P.'
Ona: - No nie, to był SACRO RAP
Ja: - Rap rubika
Ona: - dokładnie DJ DŻIZUS
Ja: - MC God
Naszła mnie chwila refleksji.
Ja: - Nie powinno się chyba tego wysmiewać, bo przecież nie robią nic złego oprócz tego, ze to jest bardzo purytańskie i niemodne.
Ona: - A od kiedy to można wyśmiewać sie tylko ze złych rzeczy?!

piątek, 18 września 2009

517

Jadąc na spotkanie do koleżanki po drugiej stronie miasta przeżyłam cos niezwykłego. Była do podróż w czasie i przestrzeni.
W przestrzeni - bo jak się pojedzie na drugą stronę Wisły zwłaszcza w okolice bazaru różyckiego to wydaje się, jakby to był inny kraj. W czasie - bo się wydaje, że to kraj tak odległy, że w innej strefie czasowej, albo przynajmniej ze 30 lat temu.
Linią 517 jeździ wszelki przekrój osbowosciowy. Elyta wysiada w centrum, a klasa srednia i niższa (w tym ja) jadą dalej. Już gdzies kiedys o tym pisałam, ale zawsze mnie zastanawia po co te wszystkie beje tam jeżdżą? Bo przecież nie do pracy. Chociaż cholera wie... może tam jest jakis tajny zakład pracy i warunkiem przejscia na rozmowie kwalifikacyjnej jest podrapana gęba o zaróżowionym kolorycie oraz oddech wskazujący conajmniej jednego promila. Jeżeli mężczyzna ma mało w metryce to obowiązkowo powinien mieć masę żelu na włosach, jeżeli ma dużo w metryce to powinien mieć obowiązkowo tłuste włosy. Generalnie jest tak, że wszyscy oni wysiadają w okolicach Stadionu X-lecia lub na następnym przystanku przy Teatrze Powszechnym. Ostatecznoscią jest wysiadka przy Dworcu Wileńskim (to dla tych co przespali poprzednie przystanki).
Oto co udało mi się zauważyć podczas tej jednej podróży:
- koło mnie siedział gosć, który był ostro nabzdryngolony i własnie wykańczał którestam z kolei piwo (była godzina 12:03). Wysiadł przy stadionie - a gdzieżby indziej miał wysiąsc?
- teatr powszechny jest prawie zburzony, choć to pewnie jakis remont na który nie wygląda. Na przystanku było ogłoszenie "tanio stare kolejki elektryczne kupię" - nie wiem czy chodzi o zabawki, czy też mam uprowadzić cos z zajezdni kolejowej.
- w jednym z mijanych budynków była "składnica harcerska" - zawsze się zastanawiałam co jest w srodku i może kiedys wejdę. Jakby teraz ktos otwierał taki sklep to pewnie by go nazwał SKAUT SHOP bo polskie nazwy są od 20 lat niemodne. Nawet jeżeli sklep jest polski to się musi nazywać w języku lengłidż np. Top Secret, Simple czy Reserved. Wyjątkiem jest Gino Rossi - w języku nielengłidż bo sklep udaje italiano parmidżiano.
- na budynku tuż przed przystankiem Dworzec Wileński była tablica "UWAGA SPADAJĄCE TYNKI". Budynek nie był w remoncie, ani nic w tym stylu. Po prostu uczciwie ostrzegają, że to wszystko się sypie i możesz dostać w łeb!
Aha i bardzo ważne, Bar Ząbkowski jest cały czas czynny. Gdy pracowałam po sąsiedzku przez prawie 4 lata się tam stołowałam. Szczerze polecam tamtejsze dania. Oczywiscie wystrój z lat 80, ale podobno moda wraca. Weźcie dodatkowe 2 złote, bo często podchodzi tutejszy klient i prosi o kupienie pomidorówki lub krupniku.

I jeszcze co extra na temat:

wtorek, 15 września 2009

Święto telekomunikacji

Jakis czas temu w związku z pierwszą rocznicą śmierci papieża wszystkie instytucje oraz pojazdy komunikacji publicznej zostały oflagowane. Traf chciał, że akurat tego dnia jechałam do Łodzi w sprawach służbowych samochodem. Razem ze mną jechał R. - nasz pracownik, który pomaga nam na różnego rodzaju imprezach. Fajny, młody chłopak, tylko trochę gamoniowaty.
No więc wjeżdżamy do miasta (jednego z najbrzydszych w całej Polszy) i po dłuższej chwili milczenia R. przemawia.
R: - Dziś jest święto tej... TELEKOMUNIKACJI!
Wywaliłam galce i się pytam:  - Po czym wnosisz?
R: - Tramwaje i autobusy są oflagowane
Ja: - No to chyba ci chodzi o komunikację miejską
R: - No własnie tak
Ja: - Eeeee, ale to chyba nie dlatego
R: - No jak nie
Ja: - Po....ało Cię?! No pomysl jeszcze raz, przecież na budynkach też jest flaga
R. milczy przez dłuższy czas. Nie wiem czy się obraził, czy też się zastanawia. Za jakies 20 minut mówi wreszcie: - Chyba wiem co to za swięto
Ja: - No i?
R: - Rocznica smierci tego... no... PAPIEŻA!
I tak oto zostałam mędrcem nad mędrcami co oswiecił młodziana. :D

poniedziałek, 14 września 2009

Lubię/nie lubię

Lubię:
- książki o dziwnych rzeczach
- leżeć na kanapie przed telewizorem
- skandynawskie filmy
- ziemniaki pieczone w ognisku
- siedzieć na tarasie i rozwiązywać krzyżówki
Nie lubię:
- ludzi, którzy mówią z pełnymi ustami
- autobusowych pasażerów z kebabem
- piosenek męczonych w radiu dotąd, aż staną się hitem

Aha! i jeszcze nie znoszę jak ludzie się przedstawiają zdrobniale: jestem Paulinka, Kasieńka, Anetka albo Iwonka. Najgorzej jak to jest np. jakis mail służbowy i na dole mi się podpisuje taka jedna. Że niby co?!

czwartek, 10 września 2009

Przyznaję się! Po prostu ją lubię :)

Sami przyznacie, że i teledysk zajebiaszczy i muzyka fajna. W ogóle uważam, że Kylie rządzi!

środa, 9 września 2009

Po rosyjsku, czyli nie cyrylicą

Do panteonu gwiazd menedżerskich należy koniecznie zaliczyć jedną z moich szefowych (jakies miałam takie szczęscie do bab na kierowniczych stanowiskach), która to nie grzeszyła bystroscią umysłu.
Bardzo szybko zorientowalismy się, że nie będzie ona naszym autorytetem. Hitem było jej wystąpienie podczas spotkania z klientem, kiedy to omawialismy pomysły na nowe eventy z udziałem prominentów ze wschodu. Zastanawialismy się wówczas w jakim języku przygotować materiały promocyjne. Propozycje były trzy:
- po polsku (impreza w polszy)
- po angielsku (impreza międzynarodowa)
- po rosyjsku (goscie z Ukrainy i Rosji)
Po półgodzinnej burzy mózgów ustalilismy, że wszystko będzie po polsku. Klient nie był chętny, ale udało się przeforsować mysl, że w końcu to w naszym kraju odbywa się spotkanie więc porzadek musi być. Dodatkowo stwierdzilismy, że drugi komplet będzie w jęz. angielskim, a te ruskie sobie darujemy. W końcu to nie przyjeżdżają jakies jełopy, tylko goscie co i po angielsku potrafią gadać.
Osoby występujące (ja, BM - czyli brilliant mind szefowa, K - klient)
Ja: - Czyli zostajemy przy wersji polsko - angielskiej
K: - Tak będzie najlepiej
Ja: - Proponuję nie robić oddzielnych ulotek z inglisz i polisz verszyn, tylko jedną książeczkę i np. po lewej wersja polisz, a po prawej inglisz
K: - Wolałbym oddzielnie, wtedy można którejs wydrukować i zaoszczędzić
BM: - Racja
Ja: - Rozumiem, że rezygnujemy defininitywnie z tych po rosyjsku?
BM - Nie po rosyjsku tylko cyrylicą
Ja: - (półgębkiem) tak, tak
BM: - NIE po rosyjsku tyko cyrylicą
Ja: - (uspokajającym tonem) tak, zgadza się
Klienci zaczynają się dziwnie sobie przyglądać
BM: - NIE PO ROSYJSKU TYLKO CYRYLICĄ
Ja: - Zgadza się, cyrylicą nie drukujemy :)
I teraz pytanie. Czy po rosyjsku i cyrylicą to nie to samo?

poniedziałek, 7 września 2009

www.latającepsy.pl

W weekend na polach mokotowskich można było obejrzeć takie oto widowisko:
Gęba mi się cieszyła non stop :)

Stary grat a sprawa małżeńska

P. nie może zrozumieć mojej potrzeby posiadania własnego samochodu. Współwłasnosc nie zdała egzaminu i każdy chce użytkować automobil na własnych warunkach. Ja bym wolała jeździć bez nerwów. P. woli mieć cos w rodzaju pojazdu połączonego z obiektem kultu. Na zasadzie eksponatu (jak najmniej dotykać coby nie zniszczyć).
Zaproponowałam kupno drugiego dla mnie - jakiegos starego grata, co bym mogła sobie swobodnie jezdzić gdzie chcę i jak chcę. On się nie godzi, bo twierdzi, że nas nie stać (sic!).
Skończyło się na tym, że się nie dogadamy. Z moją szkodą niestety. Hazbend zagroził, że jak kupię grata to on od razu sprzedaje ten, który dopiero co nabylismy w salonie i będziemy jeździć tylko gratem. A wtedy znowu się zacznie traktowanie samochodu jako eksponat.
Ech, żebym to ja wiedziała, że przez małżeństwo będę ubezwłasnowolniona...

czwartek, 3 września 2009

Trędowata - czyli o tym jak już nie jestem Trendy

Przyszłam do pracy co by przekazać zwolnienie, które dostałam od dochtóra na całe 3 tygodnie. Najpierw ze swistkiem do kadr, a następnie z kopią do Menago. Pomyslałam, że tak będzie w porządku. W końcu ostatnio narzekała, że nie ma ode mnie wystarczających informacji, gdy przebywałam na zwolnieniu. Oczywiscie się z tym nie zgadzam, ale co będę dyskutować. Minę ma obrażoną, no i ogólnie wszyscy w pokoju unikają kontaktu wzrokowego ze mną. Nie wspominając o kontakcie werbalnym. Nie będzie to moje ulubione wspomnienie, ale cóż zrobić...
Na jedenastu lokatorów naszego pokoju (zgadza się mielismy przeprowadzkę i teraz siedzimy w takiej kupie) tylko jedna osoba się do mnie usmiecha i mówi niesmiało 'czesc'. Pytam się potem na osobnosci kolegi co się stało, że wszyscy tacy jacys spięci i udają, że mnie nie znają.
- Wiesz Menago jest wsciekła, że idziesz na te zwolnienie. Pozwoliła sobie nawet na głosne skomentowanie pt. 'No to ch...owo'
- Ale nie powinna być tym zaskoczona. W tym stanie (zwanym błogosławionym) to jest dosyć normalne. - odpowiadam.
Ma się rozumieć, że w tej sytuacji lepiej się nie narażać i nie nawiązywać żadnego kontaktu ze mną.
Nie dalej jak miesiąc temu rozmawiałam z główną Dyrekcją na temat mojego chodzenia do pracy, że różnie to może być bla, bla, bla. Ustalilismy, że to Menago załatwi ew. jakies zastępstwo, które będę mogła przyuczyć na czas mojej nieobecnosci. Zastępstwa nie załatwiła no i ogólnie udawała, że nie widzi jak rosnę, a teraz obudziła się z ręką w nocniku.
Uczciwie mówiąc jakbym to miała opisać po swojemu to pierwszy akapit składałby się tylko z niecenzuralnych słów!

wtorek, 1 września 2009

na dzisiejszy wieczór

Dlaczego nie będę niczyim szefem?

Wchodzi Pani Dyrektor do naszego gabinetu.
D: - No i jak tam dziewczyny co słychać?
Menago: - Wiesz potrzebne będą twoje podpisy na fakturach, bo byłam w ub. tygodniu w Kielcach, a jutro jadę do Rzeszowa na tę konferencję, co o niej rozmawiałysmy.
W tym momencie oblewa mnie zimny pot. Przecież to ja byłam w ubiegłym tygodniu w Kielcach i to ja jutro jadę do Rzeszowa. Czemu ta franca przypisuje sobie moje prace? Minę mam zbaraniałą i zastanawiam się czy się odzywać. No i w ogóle o co chodzi?! Czy menago jako kierownik działu ma prawo mówić, że cos zrobiła, skoro tego nie zrobiła? Decyduję się nic nie mówić. Na moim podwórku podpierdalanie było uznawane za najgorsze przestępstwo. Czekam aż dyrektor wyjdzie. Rozmowa toczy się dalej, a ja w niej nie uczestniczę. W końcu zostajemy same - w sensie we cztery w pokoju, czyli sami pracownicy i Menago. Czekam aż B. i K. wyjdą żebym miała okazję pogadać na osobnosci z Menago. Ta oczywiscie unika kontaktu wzrokowego ze mną, ale to tylko trwa chwilę, bo potem to już na bezczela zagaduje, udając, że nic się nie stało. W końcu pytam się:
ja: - Dlaczego powiedziałas dyrekcji, że byłas w Kielcach i że to ty jutro jedziesz do Rzeszowa?
M: - A nie wiem, jakos tak wyszło.
Ja: - Na to wychodzi, że ja tu nic nie robię?!
M: - Wiesz, ja to zrobiłam bezwiednie. Następnym razem będę pamiętała.
No i pamięta. Mam spokój przez 3 miesiące. Do czasu, aż nie przychodzę z nowiną, że w naszej konferencji wezmą udział przedstawiciele ministerstwa i że w ogóle super, bo oni nie chcą się pojawiać na tego typu imprezach. Menago od razu dzwoni do Pani Dyrektor.
M: Wyobraź sobie, że załatwiłam Ministerstwo!!
I tu znowu moja zbaraniała mina, bo co? Mam wyrwać jej słuchawkę i powiedzieć, że to nieprawda i że ta wiedźma znowu sobie przypisuje moje zasługi? To bez sensu. Ja z dyrekcją nie biegam na obiadki, kawki, herbatki... Nie komplementuję wspaniałej figury, pięknych butów i sukienek. Nie powtarzam jakie ma mądre i ładne dziecko - choć trzeba przyznać, że dzieciak jest OK. Jednak takie zachowanie jest do mnie nie podobne. No i ja zasadniczo nie robię takich rzeczy. Jakies to takie lizusowskie jest. Tym razem już nic nie mówię. Nie ma to sensu. Odkryłam dlaczego Menago jest moim kierownikiem mimo wykształcenia na poziomie szkoły sredniej i braku znajomosci języka.
Odkryłam też cos równie ważnego - przyczynę dlaczego ja nigdy nie będę kierownikiem.