piątek, 29 stycznia 2010

I'm back...

... tylko nie mam czasu się odezwać.
Powiłam małego oseska, który to teraz wraz z mlekiem matki zjada czas.
Wiecej skrobnę jak się ogarnę. A jest o czym.
Wystarczył tydzień w szpitalu, żeby zaobserwować różne różności społeczno-socjologiczno-psychologiczne.
Znowu się będę wymądrzać ;)

czwartek, 14 stycznia 2010

Nie taki diabeł straszny

Stres przedporodowy udziela się wszystkim, ale najbardziej chyba małżowi. Codzienne muszę też odbierać 4-5 telefonów z zapytaniem czy to już. :/

Siedzimy sobie ostatnio z małżem przy śniadanku i widzę, że on jakis taki niezadowolony. Nie odzywa się do mnie i jak zwykle, gdy coś go wkurza,  na pytania odpowiada zdawkowo. Myślę sobie, że ktoś tu jest bardziej foszasty niż kobita w ciaży. I pewnie znowu się o coś na mnie obraził. Ciągnę go za język, ale nie jest skory do wypowiedzi. Ale przecież ja się tak łatwo nie poddaję i mogłabym pracować dla KGB na przesłuchaniach!! W końcu P. przyznaje się, że ma problemy w pracy i efektem tych problemów może być jej utrata. Na co ja wybucham śmiechem, a P. wywala gały. Myśli, że dostałam pomieszania zmysłów, a ja po prostu się ucieszyłam. W końcu jak się uspokoiłam to wyznałam, iż taka utrata pracy to byłaby niezła sprawa dla niego. Przecież nic tak nie mobilizuje do zmiany a w jego przypadku to może być tylko na lepsze. Oczywiście z troski o mnie, nic by mi nie powiedział tylko chodził taki wkurzony. A ja głupia bym myślała, że to przeze mnie.

Tak więc drodzy panowie: proszę otwarcie mówić co wam na sercu leży, bo wykończycie swoje partnerki nerwowo.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

W służbie korporacji

PROLOG
Gadamy sobie z A. na gg.
Narzeka, że zleceniodawcy mu nie płacą. Zadzwonił do jednej z redakcji, co by się upomnieć o należną zapłatę. Tam uprzejmie go informują, że pieniądze zostały wysłane w ubiegłym tygodniu. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że przecież nie podał im jeszcze swojego numeru konta. ;)

To mi przypomina o setkach sytuacji z którymi miałam do czynienia w mojej obecnej pracy. Moja firma znana jest z tego, że nie płaci ludziom na czas. Ci którzy są zatrudnieni na stałą umowę o pracę i stałe umowy o dzieło otrzymują wynagrodzenia tak jak Pan Bóg przykazał. Pozostałych robi się w balona. Mówi im się, że nie dostarczyli kopii dowodu osobistego albo nie wypełnili formularza z danymi osobowymi albo nie zrobili badań albo nie podpisali rachunku albo że nie dostarczyli numeru konta. Nawet mam teorię, że specjalnie wymyślili stosy dokumentów, aby potem mieć wymówkę, dlaczego pieniądze nie wypłynęły.
Jestem osobą, która zleca roboty na zewnątrz i do której potem wydzwaniają ludzie, że pieniędzy nie widzieli.
Jakiś czas temu w imieniu firmy poprosiłam prezentera jednej ze stacji radiowych, aby poprowadził galę wręczenia nagród. Wszystko super. Stawka wynagrodzenia ustalona. Oczywiście muszę sama sporządzić i zadbać o to, by gość podpisał stosowne w naszej firmie dokumenty. Żeby było trudniej ich kształt i treść zmienia się co 2-3 miesiące, bo wtedy łatwiej o pomyłkę. No więc wszystko już mam: wzór umowy, kwestionariusz osobowy wypełniony, rachunek przygotowany. Gość się podpisał na 3(!) egzemplarzach. Zaniosłam do płac - a tu ZONK! Dokumenty są złe, bo własnie wprowadzili nowe zapisy odnośnie ochrony praw autorskich. Poprzednie zapisy były nieaktualne. Muszę wszystko przygotować od nowa. Niestety nie mam już możliwości osobistego kontaktu z gościem, wysyłam mu więc wszystko pocztą z prośbą o ponowne wypełnienie. Tym razem jest wszystko ok. Dzwoni do mnie po dwóch tygodniach gdzie jego pieniądze. To ja mu mówię, że najpewniej pójdą na koniec miesiąca, wtedy kiedy "idą" wszystkie przelewy. Dla pewności dzwonię do księgowości, a tam mi mówią, że dokumentów jeszcze nie widzieli. I znowu zaczynam dochodzenie. W płacach dokumenty były, ale muszą zostać podpisane przez kierownika mojego działu, następnie przez dyrektora działu, a potem przez jednego z prezesów (a najlepiej przez dwóch). Wszystko przy dobrych wiatrach potrwa ok. tygodnia.
W końcu odszukuję "moje" dokumenty. Krążą po firmie juz tydzień, a mam dopiero dwa podpisy. No trudno się mówi, muszę odczekać kolejny tydzień, bo prezesi na urlopie. W międzyczasie dzwoni do mnie gwiazda radia i grozi mi, że jak nie dostanie pieniędzy to zadzwoni do prezesa firmy i mu nawymyśła. Oczywiście jak się dodzwoni to ja stracę pracę. Zasada jest taka: kieronictwo udaje, że nie widzi, jak ludzie są robieni w balona. Pewnie sami ustalili, żeby nie płacić żadnemu kontrachentowi na czas, ale oficjalnie udają, że nic nie wiedzą.
Prezes naszej firmy jest jak B16 nieosiągalny dla śmiertelników, a pracownicy muszą umawiać się na audiencje. Wtedy wyznaczany jest dla nich czas - np. od 11.15 do 11.20. Jest duże prawdopodobieństwo, że prezio osobiście uściśnie rękę takim szczęśliwcom!

EPILOG
Prezenter dzwonił do mnie jeszcze kilkakrotnie z różnymi inwektywami i nie byłam mu w stanie wytłumaczyć dlaczego nie ma pieniędzy na koncie. No bo jak? Miałam mu powiedzieć, że pracuję w chu..wej firmie, która oszukuje pracowników i zleceniobiorców? Albo, że to nie moja wina? Przecież tego człowieka to g. obchodzi. Ja mu zlecałam robotę to ja powinnam dopilnować, aby dostał zapłatę.
Dopilnowałam. Już po trzech miesiącach miał swoją należność na koncie!

sobota, 9 stycznia 2010

Wpływ czasu ;) na gusta Polaków

U sąsiadów balanga. Wraz z upływem czasu zmienia się gust.
Najpierw leci Michael Buble i jakieś inne dżezy

...a za 3 godziny...

 w żyłach płynie kreeeeew
bo do taaaanga trzeba dwooojga

piątek, 8 stycznia 2010

W blokach startowych

Ostatnio zaniedbałam bloga i rzadko piszę, ale też tak po prawdzie mówiąc nie ma o czym.

Z pracowych niusów:  Byłam zanieść (mam nadzieję już ostatnie) zwolnienie. Menago ucięła sobie ze mną "przyjacielską" pogawędkę podczas której opisała, jak się świetnie bawiła na sylwestrze w modnym, lansiarskim, warszawskim klubie.
Hitem była wypowiedź jak to martwiła się, że będzie musiała się bawić z bydłem, które nie zarezerwowało loży (bo ona oczywiście zrezerwowała). Na szczęście nie sprzedawali miejsc dla 'bydła'. Aż nie mogłam wyjść z podziwu, że ta kobieta siebie nie słyszy. W niczym nie przypomina tej prostej, fajnej dziewczyny, którą kiedyś poznałam. Spojrzałyśmy na siebie z K. i każda z nas w środku się zaśmiała, że z menago teraz sie zrobiła taka pańcia.

Po świętach znowu przytyłam, więc ostatnio na kolację jabłko, a sytuacjach wilczego apetytu jabłko i jogurt z płatkami.

Teściowa codziennie dzwoni i w kółko powtarza to samo. Nie ma konieczności, żeby P. brał urlop w pracy, skoro ma teraz tyle obowiązków. Ona przyjdzie zamiast niego i będzie się dzieckiem opiekować.
Na 'dzień dobry' muszę przeganiać towarzystwo. Pewnie potem jak przyjdzie co do czego to nie będzie chętnych do pomocy!

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Chojrak - tchórzliwy pies

Widzieliście taką bajkę o Chojraku na Cartoon Network. Otóż tytułowy bohater jest ciagle wydygany, ale mimo tego panicznego strachu raz po raz ratuje swoją panią z różnych opresji. Jestem dokładnie taka jak ten pies.
W mojej głowie kłębią się tysiące myśli. Od euforycznych po fobie. Z jednej strony to bym już chciała być po i żeby to małe stworzenie w końcu się pojawiło na świecie. Z drugiej zaś, jak tylko dopadają mnie bóle i jakieś skurcze, to sobie myślę, żeby to jeszcze nie było TO. Ogarnia mnie paniczny strach. Nie przed bólem, ani przed tym małym człowiekiem. To jest strach przed okazywaniem własnych słabości. Ktoś mnie zobaczy w sytuacji całkowitej bezbronności, tego jak sobie nie radzę z własnym ciałem. Będę skazana na łaskę (częściej niełaskę) obcych ludzi. W związku z tym nieźle jestem wydygana. :(
Sportowcy mają trenerów, którzy ich wspierają na treningach i zawodach, a także przemawiają do rozumu, że 'dadzą radę'.
Ja poproszę jednego takiego trenera na porodówkę - może być ten gość od Małysza!