Stres przedporodowy udziela się wszystkim, ale najbardziej chyba małżowi. Codzienne muszę też odbierać 4-5 telefonów z zapytaniem czy to już. :/
Siedzimy sobie ostatnio z małżem przy śniadanku i widzę, że on jakis taki niezadowolony. Nie odzywa się do mnie i jak zwykle, gdy coś go wkurza, na pytania odpowiada zdawkowo. Myślę sobie, że ktoś tu jest bardziej foszasty niż kobita w ciaży. I pewnie znowu się o coś na mnie obraził. Ciągnę go za język, ale nie jest skory do wypowiedzi. Ale przecież ja się tak łatwo nie poddaję i mogłabym pracować dla KGB na przesłuchaniach!! W końcu P. przyznaje się, że ma problemy w pracy i efektem tych problemów może być jej utrata. Na co ja wybucham śmiechem, a P. wywala gały. Myśli, że dostałam pomieszania zmysłów, a ja po prostu się ucieszyłam. W końcu jak się uspokoiłam to wyznałam, iż taka utrata pracy to byłaby niezła sprawa dla niego. Przecież nic tak nie mobilizuje do zmiany a w jego przypadku to może być tylko na lepsze. Oczywiście z troski o mnie, nic by mi nie powiedział tylko chodził taki wkurzony. A ja głupia bym myślała, że to przeze mnie.
Tak więc drodzy panowie: proszę otwarcie mówić co wam na sercu leży, bo wykończycie swoje partnerki nerwowo.
czwartek, 14 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz