poniedziałek, 11 stycznia 2010

W służbie korporacji

PROLOG
Gadamy sobie z A. na gg.
Narzeka, że zleceniodawcy mu nie płacą. Zadzwonił do jednej z redakcji, co by się upomnieć o należną zapłatę. Tam uprzejmie go informują, że pieniądze zostały wysłane w ubiegłym tygodniu. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że przecież nie podał im jeszcze swojego numeru konta. ;)

To mi przypomina o setkach sytuacji z którymi miałam do czynienia w mojej obecnej pracy. Moja firma znana jest z tego, że nie płaci ludziom na czas. Ci którzy są zatrudnieni na stałą umowę o pracę i stałe umowy o dzieło otrzymują wynagrodzenia tak jak Pan Bóg przykazał. Pozostałych robi się w balona. Mówi im się, że nie dostarczyli kopii dowodu osobistego albo nie wypełnili formularza z danymi osobowymi albo nie zrobili badań albo nie podpisali rachunku albo że nie dostarczyli numeru konta. Nawet mam teorię, że specjalnie wymyślili stosy dokumentów, aby potem mieć wymówkę, dlaczego pieniądze nie wypłynęły.
Jestem osobą, która zleca roboty na zewnątrz i do której potem wydzwaniają ludzie, że pieniędzy nie widzieli.
Jakiś czas temu w imieniu firmy poprosiłam prezentera jednej ze stacji radiowych, aby poprowadził galę wręczenia nagród. Wszystko super. Stawka wynagrodzenia ustalona. Oczywiście muszę sama sporządzić i zadbać o to, by gość podpisał stosowne w naszej firmie dokumenty. Żeby było trudniej ich kształt i treść zmienia się co 2-3 miesiące, bo wtedy łatwiej o pomyłkę. No więc wszystko już mam: wzór umowy, kwestionariusz osobowy wypełniony, rachunek przygotowany. Gość się podpisał na 3(!) egzemplarzach. Zaniosłam do płac - a tu ZONK! Dokumenty są złe, bo własnie wprowadzili nowe zapisy odnośnie ochrony praw autorskich. Poprzednie zapisy były nieaktualne. Muszę wszystko przygotować od nowa. Niestety nie mam już możliwości osobistego kontaktu z gościem, wysyłam mu więc wszystko pocztą z prośbą o ponowne wypełnienie. Tym razem jest wszystko ok. Dzwoni do mnie po dwóch tygodniach gdzie jego pieniądze. To ja mu mówię, że najpewniej pójdą na koniec miesiąca, wtedy kiedy "idą" wszystkie przelewy. Dla pewności dzwonię do księgowości, a tam mi mówią, że dokumentów jeszcze nie widzieli. I znowu zaczynam dochodzenie. W płacach dokumenty były, ale muszą zostać podpisane przez kierownika mojego działu, następnie przez dyrektora działu, a potem przez jednego z prezesów (a najlepiej przez dwóch). Wszystko przy dobrych wiatrach potrwa ok. tygodnia.
W końcu odszukuję "moje" dokumenty. Krążą po firmie juz tydzień, a mam dopiero dwa podpisy. No trudno się mówi, muszę odczekać kolejny tydzień, bo prezesi na urlopie. W międzyczasie dzwoni do mnie gwiazda radia i grozi mi, że jak nie dostanie pieniędzy to zadzwoni do prezesa firmy i mu nawymyśła. Oczywiście jak się dodzwoni to ja stracę pracę. Zasada jest taka: kieronictwo udaje, że nie widzi, jak ludzie są robieni w balona. Pewnie sami ustalili, żeby nie płacić żadnemu kontrachentowi na czas, ale oficjalnie udają, że nic nie wiedzą.
Prezes naszej firmy jest jak B16 nieosiągalny dla śmiertelników, a pracownicy muszą umawiać się na audiencje. Wtedy wyznaczany jest dla nich czas - np. od 11.15 do 11.20. Jest duże prawdopodobieństwo, że prezio osobiście uściśnie rękę takim szczęśliwcom!

EPILOG
Prezenter dzwonił do mnie jeszcze kilkakrotnie z różnymi inwektywami i nie byłam mu w stanie wytłumaczyć dlaczego nie ma pieniędzy na koncie. No bo jak? Miałam mu powiedzieć, że pracuję w chu..wej firmie, która oszukuje pracowników i zleceniobiorców? Albo, że to nie moja wina? Przecież tego człowieka to g. obchodzi. Ja mu zlecałam robotę to ja powinnam dopilnować, aby dostał zapłatę.
Dopilnowałam. Już po trzech miesiącach miał swoją należność na koncie!

2 komentarze:

  1. A później będzie zdziwienie, że nikt u Was nie będzie chciał brać zleceń albo będzie oczekiwał zapłaty z góry i zwlekał z realizacją zlecenia 3 miesiące. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo to jest korporacja made in Polsza!

    OdpowiedzUsuń