wtorek, 10 listopada 2009

Co za absurd!

Matka moja jest mistrzem prowadzenia rozmowy w taki sposób, żeby mnie wkurzyć. Potrafi też sprowadzić dialog do absurdu. Jest mistrzem, bo potrafi wkurzyć również mojego małża, a z nim to naprawdę nie jest prosta sprawa.
W efekcie naszej dyskusji się pobeczałam. Ale od początku...

Dzwonię do niej żeby zapytać co słychać, bo jutro mamy do niej podjechać zawieźć zdjęcia dla rodziny z Łodzi (a rodzice wybierają się do nich z odwiedzinami).
A ona do mnie, że się dobrze czuje dopóki ja nie przyjeżdżam i jej nie wkurwiam. I że ostatnio była miła, rodzinna atmosfera, dopóki nie zwróciłam jej uwagi, ze karmi dzieci słodyczami.

No to ja do niej od nowa, że moja chrześnica nie chciała jeść obiadu a potem zjadła 5 kawałków ciasta i różnych ciastek w czekoladzie i nikt tego nie kontrolował. Wręcz przeciwnie dziadkowie (czyli moi rodzice) ją zachęcali. Przecież wiadomo, że dzieciak nie będzie chciał jeść obiadu, skoro wie, że dostanie zaraz dużo słodyczy.

W międzyczasie matka zaczyna mnie już przekrzykiwać, że
ja mam ją za nic,
ona jest wyrodną matką,
ciągle ją krytykuję (tu się trochę zgodzę).

No to ja, żeby mnie nie przekrzykiwała.

Na co ona złośliwie wrzeszczy, że w takim razie to ona już teraz siedzi cicho JAK TRUSIA i że mogę znowu swoje pomyje na nią wylewać.

Na co ja powiedziałam, że w takim razie rozmowa nie ma sensu i się rozłączyłam.

I teraz co zrobić?! Płyty muszę zawieźć, bo obiecałam ciotce nagrać zdjęcia. Jak nie pojadę do matki to będzie poza tym afera na całego i obraza majestatu.

Kurwa kurwa kurwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz