wtorek, 3 listopada 2009

Potomek a sprawa siłowni

Dzisiejszy wpis powinien się pojawić na zaprzyjaźnionej stronie za-co-ona-sie-obrazila.
Mój czas zbliża się, choć chyba małymi krokami, bo mi się to ciągnie, jakbym już w tej ciąży była z rok. Małż zaczął snuć swoje plany, kiedy to na świecie pojawi się nowy członek rodziny. Nie są to bynajmniej plany jak pomóc żonie, kiedy narodzi się mały ssak.
Ostatnio P. zabił mnie pytaniem:
P.: - Czy sądzisz, że jak się dziecko pojawi już na świecie to będę mógł chodzić na siłownię?
Ja.: - Nie wiem. Nie jestem prorokiem.
Oczywiście w duchu jestem już wkurwiona, bo:
1. Nie wiem przez jaki czas będę udupiona zupełnie w chałupie,
2. Przez cały dzień będę uwięziona przy małym dziecku bez możliwości specjalnych manewrów i pomoc Małża gdy wróci z pracy będzie dla mnie bardzo wartościowa - chociażby wtedy, kiedy pójdę się wykąpać,
3. Jego zniknięcie trzy razy w tygodniu na dwie godziny to dosyć dużo, biorąc pod uwagę, że i tak cały dzień będzie w pracy,
4. Czy to nie wkurwiające, że jego największym problemem w tej sytuacji jest JEGO SIŁOWNIA?!

P. oczywiście nie zrozumiał mojej złości i myśli, że jestem nietolerancyjną babą. A ja się martwię czy dam sobie radę z dzieckiem. Przecież ja nie przepadam za dziećmi i nie umiem się z nimi dogadać nie wspominając o opiece nad nimi. Poza tym jakoś mi się wydaje, że takie pytania są nie na miejscu. Przecież ja przez cały rok odmawiam sobie wielu przyjemności ze względu na potomkę. Powiedziałam Małżowi, że sprawił mi przykrość, ale się nie przejął.

1 komentarz:

  1. Myślę, że głośno wypowiedział zaledwie jedną ze swoich myśli na temat tego, co was czeka. I najprawdopodobniej bez jakichkolwiek złych zamiarów: gdybym ja takie coś powiedział, to podtekst byłby mniej więcej taki: "jestem ciekaw, czy moje chodzenie na siłownię nie będzie zbyt wielkim obciążeniem dla nas trojga jak już będzie nas troje, co Żono sądzisz na ten temat?".

    OdpowiedzUsuń