czwartek, 12 listopada 2009

Jaka to klasa?

Drogie dziatwy,

Dawno dawno temu, kiedy szkoła podstawowa liczyła osiem klas, a średnia cztery, ciocia Tradycja przemierzała codziennie drogę do innego miasta w poszukiwaniu wiedzy. Droga ta pełna była pokus i różnych innych przypadków, w wyniku których tejże właśnie wiedzy nie otrzymywała. Wyjście z domu do szkoły nie zawsze oznaczało, że ciocia Tradycja dotrze na lekcje. Stały ku temu liczne przeszkody w postaci koleżanek i kolegów na stacji PKP lub innych koleżanek i kolegów na drodze między stacją PKP, a szkołą. Wszyscy oni zachęcali do obrania innej drogi. Zachęta wyglądała mniej więcej tak:
- Idziesz do szkoły?
- Idę? A co? Masz jakąś alternatywę?
- Mam. U mnie w domu nikogo nie ma.
No i do szkoły nie szłam. Zresztą nie ja jedyna. Z czasem grupa wagarowiczów stała się bardzo zwarta i wzajemnie namawiająca do złego.

Był taki rok, kiedy wiosna zaczęła się wyjątkowo wcześnie i jakoś nie było mi po drodze do szkoły. Taki stan utrzymywał się przez trzy tygodnie. Siedzenie w parku, bądź oglądanie filmów u kolegi na chacie wydawało sie znacznie bardziej atrakcyjnie niż pisanie zadań z rachunkowości.  Kiedy jednak wychowawca ogłosił, że za tydzień odbędzie się wywiadówka to jakoś od razu nabrałam chęci do chodzenia na lekcje i nadrobienia wszelkich zaległości.

Nadszedł sądny dzień. Wiedziałam, że będzie kiepsko i mimo dobrych ocen w dzienniku, moje nieobecności sprawią, że będę miała wyjątkowo przejebane. Siedzę sobie zatem cichutko w pokoju i czekam na informację jak to ze mną chujowo i że teraz to już pewnie nie wyjdę na żadną imprezę. Ojciec wrócił, ale jakoś dziwnie cicho - nie wołają mnie, nie wrzeszczą, żadnego "olaboga' i tym podobnych. No to skradam się pod drzwi rodziców i słyszę taki oto dialog pomiędzy matką, a ojcem:
M.: - No i jak? Dobrze się uczy?
O.: - Bardzo dobrze.
M.: - A zachowanie dobre?
O.: - Wychowawca się nie skarżył.
M.: - A na wagary nie chodzi?
(tu adrenalina wyrywa mi serce z klatki)
O.: - Nie
Myślę sobie "łotdefak?!" Rozmowa się skończyła.
Za godzinę przychodzi do mnie przyczajony ojciec i mówi tak:
- Ty! Do jakiej ty klasy chodzisz, bo nie trafiłem?!

3 komentarze:

  1. Hahahhaha, ehhh to były czasy... łza się w oku kręci...
    XXX

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że dostanę przynajmniej jeden komentarz i że to będzie od Ciebie. Ty zła kobieto co razem ze mną na te wagary chodziłaś!

    OdpowiedzUsuń