wtorek, 2 marca 2010

Spotkanie

Jak obiecałam tak też czynię.
Parę lat temu organizowałam spotkanie ze światowej sławy filozofem i ekonomistą. Aula, w której odbywało się całe szoł pękała w szwach. Zainteresowanie przekroczyło moje wszelkie wyobrażenia.
Kiedy tak czekałam wraz z tłuszczą na przybycie gościa honorowego, w tłumie pojawiła sie osoba nie pasująca do całej reszty słuchaczy wystrojonych w garnitury i nowe wypastowane buty.
Pod ścianą stał sobie dziadek w starym prochowcu. W ręku dzierżył mały pamiętający czasy PRL-u notesik. Wiecie o jaki chodzi? Taki, co to miał napis BRULION na okładce i był robiony z makulatury (albo ze szmat - cholera wie). Kiedyś wszystkie zeszyty uczniowskie wyglądały tak samo. Okładka była w kolorze brudnioniebieskim, brudnozielonym lub szaro-brązowym. Zajęta usadzaniem ludzi na swoich miejscach nie zaprzątałam sobie głowy dzieduszką, bo co też on może chcieć w takim miejscu. Kiedy jednak wszyscy siedzieli już grzecznie w auli, czekając na punkt kulminacyjny programu, znowu zwróciłam uwagę na starszego pana. Z wyglądu podobny do Kapuścińskiego, ale jakiś taki mały i cichy. Zachowywał się tak jakby się gdzieś chciał przyczaić. Zaczęłam się bezczelnie gapić. On to czy nie on? Długo biłam się z myślami, aż w końcu postanowiłam zagaić. Jeżeli to nie on, to najwyżej odeśle mnie jak wariatkę.
- Przepraszam czy pan Kapuściński?
- Tak :)
- Bardzo lubię Pana książki. Zwłaszcza "Imperium" i "Cesarza".
- Bardzo mi miło
- A co Pan tu dziś robi?
- Czekam na mojego starego przyjaciela A.T.
- Jest gościem honorowym tego spotkania. Pracuję w firmie, która zaprosiła go dziś na specjalny odczyt. Może Pan wejdzie na salę?
- O nie, wolałbym poczekać i się osobiście przywitać.

I tak sobie czekaliśmy razem miło gawędząc. A na koniec rozmowy K. poprosił mnie o adres, obiecując przysłanie swojej książki z dedykacją. Jego 'brulion' pełen był bazgrołów zapisanych bez ładu i składu. Od razu pomyślałam, że niemożliwością jest odnaleźć się w tym chaosie notatek. Jednakże chyba on potrafił to odszyfrować, bo za trzy tygodnie dostałam listem poleconym książkę z dedykacją. Niestety miesiąc później autor już nie żył.

1 komentarz: