środa, 17 lutego 2010

Podróż tam i z powrotem

Pisałam kiedyś na blogu o koledze spracy o ksywie MaK. Ostatnio przypomniała mi się śmieszna anegdota z jego udziałem.
Otóż kiedyś jechaliśmy pociągiem Intercity do Poznania na jedną z konferencji.
Każdy ma ze sobą rzeczy, za które jest odpowiedzialny. Ja trzymam pieczę nad strojami dla lachonów (hostess), koleżanka pilnuje dokumentów i biletow, a MaK pilnuje laptopa.
Wsiadamy do pociągu MaK od razu ładuje lapsa na górną półkę. Stacja Poznań-Główny robimy wysiadkę.
Ogarniam wzrokiem czy wszystko jest. Ja swój stuff mam, koleżanka papiery dzierży w dłoni, a obok nas idzie uśmiechnięty kolega, który NIE TRZYMA w ręku laptopa.
- Gdzie komputer? - pytam spanikowanym głosem
- Jak to gdzie? Ty masz!- odpowiada zadowolony kolega
- Ja nie mam. Laptop to była twoja broszka!! - odpowiadam spoglądając na odjeżdżający w dali pociąg, którym jechaliśmy.
Wszystkich nas zalewa zimny pot, bo oprócz straty sprzętu, pociągiem pojechały wszystkie prezentacje na konferencję. Impreza jutro, a my zostaliśmy z niczym tj. bez najważniejszej rzeczy!
Na szczęście koleżanka jest przytomna i idziemy do informacji PKP dowiedzieć się dokąd pojechał ten  pociąg. Mamy pecha. Intercity międzynarodowe - do Berlina. :(

Na szczęście udało się skontaktować z kierownikiem pociągu i namierzyć nasz sprzęt. W całym tym zamieszaniu szczęściem było to, że MaK położył sprzęt na półce, nie nad swoją głową, a nad miejscem pasażerki z naprzeciwka. Nikt tym samym lapsa nie ukradł, bo wszyscy potencjalni chętni myśleli, że to jej. A komputer po szczęśliwej podróży do Berlina i z powrotem trafił w nasze ręce.

Dwa tygodnie później garnitur MaK-a odbył podobną podróż i nie wysiadł z nami we Wrocławiu. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz