poniedziałek, 7 września 2009

Stary grat a sprawa małżeńska

P. nie może zrozumieć mojej potrzeby posiadania własnego samochodu. Współwłasnosc nie zdała egzaminu i każdy chce użytkować automobil na własnych warunkach. Ja bym wolała jeździć bez nerwów. P. woli mieć cos w rodzaju pojazdu połączonego z obiektem kultu. Na zasadzie eksponatu (jak najmniej dotykać coby nie zniszczyć).
Zaproponowałam kupno drugiego dla mnie - jakiegos starego grata, co bym mogła sobie swobodnie jezdzić gdzie chcę i jak chcę. On się nie godzi, bo twierdzi, że nas nie stać (sic!).
Skończyło się na tym, że się nie dogadamy. Z moją szkodą niestety. Hazbend zagroził, że jak kupię grata to on od razu sprzedaje ten, który dopiero co nabylismy w salonie i będziemy jeździć tylko gratem. A wtedy znowu się zacznie traktowanie samochodu jako eksponat.
Ech, żebym to ja wiedziała, że przez małżeństwo będę ubezwłasnowolniona...

2 komentarze:

  1. a co sie stalo z tym bialym cudenkiem ktorym czasem rozbijalysmy sie po zajeciach?
    a i trzeba bylo nie wyzbywac sie panienskiego majatku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Już dawno sprzedany, potem miałam następny, któy też juz jest sprzedany :)

    OdpowiedzUsuń