W sam raz dla mnie. Miłośnicy książek zastanówcie się jak się zaczyna lektura, którą własnie 'przerabiacie'. Ta, którą akurat dziś w nocy skończyłam zaczyna się tak: Leżała przypięta pasami na wąskiej pryczy z hartowanej stali. Prawda, że to nieźle wróży?
A tutaj cały artykuł pt. "Trzeba wiedzieć, jak zacząć"
środa, 30 grudnia 2009
wtorek, 29 grudnia 2009
Motywatory
Spotkanie z koleżankami ze studiów. Było jak zwykle bardzo śmiesznie i mimo mojej trzeźwości ostro się uśmiałam. Dziewczyny na szczęście nie są abstynentkami więc wraz z ilością alkoholu zwiększała się ilość słownych lapsusów. Każda z nich robi karierę i tu przynajmniej nie mam doła, że pieniądze i stanowiska mają tylko cwaniaki bez szkoły. Dziewczyny naprawdę coś sobą reprezentują i pociesza fakt, że "a jednak można".
C. pracuje za granicą i projektuje ubrania oraz torebki. Średnio to się ma do naszego kierunku studiów, ale okazuje się, że na szczęście i w tym jest dobra. E. z pozoru łagodna potrafi umiejętnie zarządzać ludźmi i jest to doceniane. M. po latach prac w dziwnych miejscach w końcu znalazła pracę, gdzie bez problemu ją doceniają i potrafią wykorzystać inteligencję. N. wróciła do pracy po 5 latach i urodzeniu dwójki dzieci ,a na dodatek radzi sobie wyśmienicie!
Trochę się zdołowałam w innym kontekście. Ja i P. niby nie zarabiamy słabo, ale na tle naszych znajomych to jesteśmy dziadami. W związku z tym mam nowe postanowienia i plan na przyszłość. Po urodzeniu dziecka nie będę już dziadówą i poszukam innej, dobrze płatnej pracy. Żeby tylko mi nie zabrakło wiary w siebie!
C. pracuje za granicą i projektuje ubrania oraz torebki. Średnio to się ma do naszego kierunku studiów, ale okazuje się, że na szczęście i w tym jest dobra. E. z pozoru łagodna potrafi umiejętnie zarządzać ludźmi i jest to doceniane. M. po latach prac w dziwnych miejscach w końcu znalazła pracę, gdzie bez problemu ją doceniają i potrafią wykorzystać inteligencję. N. wróciła do pracy po 5 latach i urodzeniu dwójki dzieci ,a na dodatek radzi sobie wyśmienicie!
Trochę się zdołowałam w innym kontekście. Ja i P. niby nie zarabiamy słabo, ale na tle naszych znajomych to jesteśmy dziadami. W związku z tym mam nowe postanowienia i plan na przyszłość. Po urodzeniu dziecka nie będę już dziadówą i poszukam innej, dobrze płatnej pracy. Żeby tylko mi nie zabrakło wiary w siebie!
niedziela, 27 grudnia 2009
Dzięki Bogu już po...
Pamiętacie film Marcina Koszałki "Takiego pięknego syna urodziłam"?
W moim domu mam to na żywo. Cieszę się, że święta już się skończyły.
W moim domu mam to na żywo. Cieszę się, że święta już się skończyły.
czwartek, 24 grudnia 2009
środa, 23 grudnia 2009
O profesjonalnym zarządzaniu
X-mas party w firmie wyglądało tak, że jednak nie było kolęd z magnetofonu, ani pierogów, ani opłatka - to akurat na szczęście. Nie ma nic gorszego niż składanie sobie życzeń z ludźmi, których prawie nie znamy. To jest ten poziom żenady, którego nie jestem w stanie przeskoczyć. Na szczęście nie kazali śpiewać kolęd. Spotkanie świąteczne ograniczyło się do krótkiego przemówienia prezesa i dyrektora wydawniczego. Polecieli Kononowiczem - jest kryzys i nie będzie niczego. Hehehehe.
Pracowe niusy:
K. złożyla wypowiedzenie! A wyglądało to tak:
Rano K. przychodzi do pracy i mówi do Menago.
K. - Chodźmy na kawę do kawiarni, bo chcę z Tobą pogadać.
Menago: - Już się boję
Spotkanie w kawiarni trwalo 30 sekund
Menago: - Tylko mi nie mów, że składasz wypowiedzenie
K. - Tak
Menago: - Idziesz do konkurencji?
K. - Tak
Menago: - MOGŁAŚ POCZEKAĆ Z TĄ INFORMACJĄ DO PRZYSZŁEGO TYGODNIA!! ŁADNY MI PREZENT NA ŚWIĘTA ZROBIŁAŚ!!
Z relacji K. wiem, że gdyby tam były drzwi obrotowe to Menago by nimi trzasnęła.
Po tym krótkim spotkaniu K. wysyła do Menago wiadomość na gg, że bardzo jej przykro, ale dostała bezkonkurencyjną ofertę. Menago odpisuje: JAK MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ?! ZAWIODŁAM SIĘ NA TOBIE! A TAK CI UFAŁAM! TO NIEPOWAŻNE. JESTEŚ ZAKŁAMANA!
Profesjonalizm w rozmowie z pracownikami jest podstawą dobrego zarządzania. Potem K. jeszcze była u innych dyrektorów, którzy przekonywali ją, aby pozostała w firmie na zasadzie "powiedz co chcesz i ile, a my Ci to damy." Ale rozmowa z Menago już ją ostatecznie przekonała, że dobrze robi odchodząc.
Ja też na tym skorzystałam. Menago po raz pierwszy od baaardzo długiego czasu zagaiła do mnie.
1. Czy dobrze się czuję?
2. Na kiedy mam termin?
3. A to będzie chłopiec czy dziewczynka?
W samą porę - za trzy tygodnie rodzę. Hahahaha
Pracowe niusy:
K. złożyla wypowiedzenie! A wyglądało to tak:
Rano K. przychodzi do pracy i mówi do Menago.
K. - Chodźmy na kawę do kawiarni, bo chcę z Tobą pogadać.
Menago: - Już się boję
Spotkanie w kawiarni trwalo 30 sekund
Menago: - Tylko mi nie mów, że składasz wypowiedzenie
K. - Tak
Menago: - Idziesz do konkurencji?
K. - Tak
Menago: - MOGŁAŚ POCZEKAĆ Z TĄ INFORMACJĄ DO PRZYSZŁEGO TYGODNIA!! ŁADNY MI PREZENT NA ŚWIĘTA ZROBIŁAŚ!!
Z relacji K. wiem, że gdyby tam były drzwi obrotowe to Menago by nimi trzasnęła.
Po tym krótkim spotkaniu K. wysyła do Menago wiadomość na gg, że bardzo jej przykro, ale dostała bezkonkurencyjną ofertę. Menago odpisuje: JAK MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ?! ZAWIODŁAM SIĘ NA TOBIE! A TAK CI UFAŁAM! TO NIEPOWAŻNE. JESTEŚ ZAKŁAMANA!
Profesjonalizm w rozmowie z pracownikami jest podstawą dobrego zarządzania. Potem K. jeszcze była u innych dyrektorów, którzy przekonywali ją, aby pozostała w firmie na zasadzie "powiedz co chcesz i ile, a my Ci to damy." Ale rozmowa z Menago już ją ostatecznie przekonała, że dobrze robi odchodząc.
Ja też na tym skorzystałam. Menago po raz pierwszy od baaardzo długiego czasu zagaiła do mnie.
1. Czy dobrze się czuję?
2. Na kiedy mam termin?
3. A to będzie chłopiec czy dziewczynka?
W samą porę - za trzy tygodnie rodzę. Hahahaha
poniedziałek, 21 grudnia 2009
A jutro oferta kryzysowa...
W pracy robi się coraz ciekawiej... ale o szczegółach kiedy indziej. :)
Jutro jest ponoć spotkanie opłatkowe pracowników wydawnictwa. Ponoć niektórzy nie mogli się nadziwić jak to możliwe, że w kilka dni udało im się zorganizować catering dla tylu ludzi. Przecież wiadomo, że nie da się tak w ostatniej chwili. Za godzinę zagadka była rozwiązana. Na spotkaniu będzie: prezio i jego przemowa ku pokrzepieniu serc, magnetofon z kolendą oraz opłatek dla wszystkich.
To się nazywa x-mas party!!
Jutro jest ponoć spotkanie opłatkowe pracowników wydawnictwa. Ponoć niektórzy nie mogli się nadziwić jak to możliwe, że w kilka dni udało im się zorganizować catering dla tylu ludzi. Przecież wiadomo, że nie da się tak w ostatniej chwili. Za godzinę zagadka była rozwiązana. Na spotkaniu będzie: prezio i jego przemowa ku pokrzepieniu serc, magnetofon z kolendą oraz opłatek dla wszystkich.
To się nazywa x-mas party!!
czwartek, 17 grudnia 2009
Mało dać, dużo brać
Oglądałam dziś film pt. "Julie & Julia". Film zalegał na półce i nie miałam czasu go obejrzeć, bo od jakiegoś czasu wolne chwile poświęcam właśnie na gotowanie (film jest o tej tematyce).
Ale nie o tym miało być w moim dzisiejszym minifelietonie. Otóż główna bohaterka zadaje sobie pytanie, "czy można nie lubić swoich przyjaciół?". No i od jakiegoś czasu uważam, że niestety tak.
Z K. pracujemy razem od 5 lat i szczerze ją polubiłam od początku. Może nie mamy podobnych poglądów na wszystkie tematy, ale chętnie dyskutujemy o książkach, filmach, oglądanych w telewizji programach, nowych płytach, facetach itd... Spieranie się z nią sprawia mi przyjemność, bo to jest swego rodzaju intelektualna rozrywka. Poza tym miło jest dyskutować z kimś, kto ma co nieco w głowie.
Jednak jej nieporadność zaczęła mnie w pewnym momencie drażnić. Któregoś dnia powiedziałam sobie "Zaraz! Halo! Niemożliwe, żeby taka inteligentna dziewczyna nie potrafiła sobie ustawić obszaru wydruku w komputerze i żeby musiała mnie wołać do byle pierdoły, bo nie wie jak to się robi." Zaczęłam się jej przyglądać, aby wybadać na ile jest nieporadna, a na ile leniwa. No i oczywiście okazało się, że w 80 % chodzi o niechęć do zrobienia czegokolwiek.
I tak jak tylko trzeba coś załatwić telefonicznie, to K. twierdzi, że nie może się dodzwonić przez 3 dni. Podnoszę słuchawkę i dodzwaniam się za pierwszym razem. Już widzę, że K. to zezłościło, bo wyszło na jaw leserstwo. Widzę też, że już ją denerwuję, gdyż głośno komentuję jej niechęć do pracy i wysługiwanie się innymi poprzez pozę "jestem taka biedna i z niczym sobie nie radzę".
Umawiamy się na spotkanie śledzikowe w knajpie. Ze względu na napięty grafik koleżanek ustalamy, że to właśnie K. dokona rezerwacji w knajpie, gdyż zdarza jej się zapominać gdzie i kiedy się mamy zobaczyć. Myślę sobie, że to dobry sposób, aby zapamiętała co i jak. To był czwartek. Spotkanie ma się odbyć za 5 dni. Jednakże coś mnie tknęło i pytam sie w poniedziałek K. czy zarezerowała stolik, na co ona wali swoją stałą śpiewkę "Nie mogłam się dodzwonić".
Na co ja odpowiadam:
- no to dzwoń
- dodzwoniłam się - nie ma miejsc (aha czyli przedtem w ogóle nie próbowała).
- przez pięć dni nie dałaś rady się nigdzie dodzwonić? I co teraz? Wszyscy mają w knajpach świąteczne spotkania i ciężko będzie zamówić stolik na 5 osób.
- no przecież wiem!! Najwyżej z buta czegoś poszukamy (nerwowy ton pojawia się w momencie, kiedy coś spieprzy)
- o nie! Co to, to nie! Mam już naprawdę wielki brzuch i chodzenie od knajpy do knajpy na mrozie średnio mnie bawi.
- wyluzuj!! Coś się znajdzie
Oczywiście ani mi w głowie pałętać się po mieście w poszukiwaniu stolika byle gdzie. Dzwonię po lokalach i znajduję taki, gdzie były dla nas miejsca, a K. jak zwykle nie musi się wysilać. Na spotkaniu K. chwali się jak to wszyscy pakowali dziś w pracy prezenty dla klientów, a ona nie musiała, bo się okazało, że nie potrafi. W tym momencie już oczywiście nie mogę się powstrzymać i komentuję, że "ty to zawsze tak robisz, żeby się nie narobić". Ona robi swoją minę pt. Jestem taka biedna. No i wychodzi na to, że ze mnie jest zołza.
W domu zrobiłam sobie podsumowanie ile mam z tej znajomości. Ile razy K. mi w czymś pomagała? Ile razy zrobiła coś dla mnie bezinteresownie? Ile razy powiedziała 'dziękuję za pomoc'? Bilans wypadł słabo.
Czy można nie lubić swoich przyjaciół?
Chyba muszę odpowiedzieć, że TAK. Zwłaszcza, gdy w pewnym momencie odkrywasz, że ich motto to: Mało dać, dużo brać!
Ale nie o tym miało być w moim dzisiejszym minifelietonie. Otóż główna bohaterka zadaje sobie pytanie, "czy można nie lubić swoich przyjaciół?". No i od jakiegoś czasu uważam, że niestety tak.
Z K. pracujemy razem od 5 lat i szczerze ją polubiłam od początku. Może nie mamy podobnych poglądów na wszystkie tematy, ale chętnie dyskutujemy o książkach, filmach, oglądanych w telewizji programach, nowych płytach, facetach itd... Spieranie się z nią sprawia mi przyjemność, bo to jest swego rodzaju intelektualna rozrywka. Poza tym miło jest dyskutować z kimś, kto ma co nieco w głowie.
Jednak jej nieporadność zaczęła mnie w pewnym momencie drażnić. Któregoś dnia powiedziałam sobie "Zaraz! Halo! Niemożliwe, żeby taka inteligentna dziewczyna nie potrafiła sobie ustawić obszaru wydruku w komputerze i żeby musiała mnie wołać do byle pierdoły, bo nie wie jak to się robi." Zaczęłam się jej przyglądać, aby wybadać na ile jest nieporadna, a na ile leniwa. No i oczywiście okazało się, że w 80 % chodzi o niechęć do zrobienia czegokolwiek.
I tak jak tylko trzeba coś załatwić telefonicznie, to K. twierdzi, że nie może się dodzwonić przez 3 dni. Podnoszę słuchawkę i dodzwaniam się za pierwszym razem. Już widzę, że K. to zezłościło, bo wyszło na jaw leserstwo. Widzę też, że już ją denerwuję, gdyż głośno komentuję jej niechęć do pracy i wysługiwanie się innymi poprzez pozę "jestem taka biedna i z niczym sobie nie radzę".
Umawiamy się na spotkanie śledzikowe w knajpie. Ze względu na napięty grafik koleżanek ustalamy, że to właśnie K. dokona rezerwacji w knajpie, gdyż zdarza jej się zapominać gdzie i kiedy się mamy zobaczyć. Myślę sobie, że to dobry sposób, aby zapamiętała co i jak. To był czwartek. Spotkanie ma się odbyć za 5 dni. Jednakże coś mnie tknęło i pytam sie w poniedziałek K. czy zarezerowała stolik, na co ona wali swoją stałą śpiewkę "Nie mogłam się dodzwonić".
Na co ja odpowiadam:
- no to dzwoń
- dodzwoniłam się - nie ma miejsc (aha czyli przedtem w ogóle nie próbowała).
- przez pięć dni nie dałaś rady się nigdzie dodzwonić? I co teraz? Wszyscy mają w knajpach świąteczne spotkania i ciężko będzie zamówić stolik na 5 osób.
- no przecież wiem!! Najwyżej z buta czegoś poszukamy (nerwowy ton pojawia się w momencie, kiedy coś spieprzy)
- o nie! Co to, to nie! Mam już naprawdę wielki brzuch i chodzenie od knajpy do knajpy na mrozie średnio mnie bawi.
- wyluzuj!! Coś się znajdzie
Oczywiście ani mi w głowie pałętać się po mieście w poszukiwaniu stolika byle gdzie. Dzwonię po lokalach i znajduję taki, gdzie były dla nas miejsca, a K. jak zwykle nie musi się wysilać. Na spotkaniu K. chwali się jak to wszyscy pakowali dziś w pracy prezenty dla klientów, a ona nie musiała, bo się okazało, że nie potrafi. W tym momencie już oczywiście nie mogę się powstrzymać i komentuję, że "ty to zawsze tak robisz, żeby się nie narobić". Ona robi swoją minę pt. Jestem taka biedna. No i wychodzi na to, że ze mnie jest zołza.
W domu zrobiłam sobie podsumowanie ile mam z tej znajomości. Ile razy K. mi w czymś pomagała? Ile razy zrobiła coś dla mnie bezinteresownie? Ile razy powiedziała 'dziękuję za pomoc'? Bilans wypadł słabo.
Czy można nie lubić swoich przyjaciół?
Chyba muszę odpowiedzieć, że TAK. Zwłaszcza, gdy w pewnym momencie odkrywasz, że ich motto to: Mało dać, dużo brać!
wtorek, 15 grudnia 2009
Gry i zabawy
Wczorajszy dzień minął pod znakiem moich urodzin. Od rana odbierałam życzenia wszystkimi możliwymi drogami. Przeważały te z wersją o łagodnym i krótkim porodzie :) Oczywiście za wszystkie bardzo dziekuję.
Staro się poczułam, gdy usłyszałam po raz pierwszy mówione na serio "pociechy z dzieci". Dziatwa dopiero w drodze, a tu już takie poważne słowa.
Po południu małż wręczył mi kwiaty i dodał parę ciepłych słów od siebie. Na tym przyjemny dzień się skończył...
Małż był sfoszony i z niewiadomych powodów się potem do mnie nie odzywał. Postanowiłam zastosować tą samą technikę - czyli odpowiadać półsłówkami, burczeć coś pod nosem i nie nawiązywać kontaktu wzrokowego. Czasami zastanawiam się kto z nas dwojga ma humory ciążowe, bo u mnie chyba jakoś rzadziej bywają. Za parę godzin jaśnie Pan przychodzi do mnie i pyta się o co się obraziłam. No żesz k*&^^%!!! Ja tylko zaczęłam się zachowywać tak jak on. Człowiek nie dosyć, że ma trudny charakter to jeszcze mnie wykończy tymi swoimi gierkami pt. ja wcale nie byłem obrażony, tylko ty odstawiasz szopkę!
Oczywiście w sytuacji, gdy mówię, że naśladuję jego zachowanie on się obraża dalej :D
Staro się poczułam, gdy usłyszałam po raz pierwszy mówione na serio "pociechy z dzieci". Dziatwa dopiero w drodze, a tu już takie poważne słowa.
Po południu małż wręczył mi kwiaty i dodał parę ciepłych słów od siebie. Na tym przyjemny dzień się skończył...
Małż był sfoszony i z niewiadomych powodów się potem do mnie nie odzywał. Postanowiłam zastosować tą samą technikę - czyli odpowiadać półsłówkami, burczeć coś pod nosem i nie nawiązywać kontaktu wzrokowego. Czasami zastanawiam się kto z nas dwojga ma humory ciążowe, bo u mnie chyba jakoś rzadziej bywają. Za parę godzin jaśnie Pan przychodzi do mnie i pyta się o co się obraziłam. No żesz k*&^^%!!! Ja tylko zaczęłam się zachowywać tak jak on. Człowiek nie dosyć, że ma trudny charakter to jeszcze mnie wykończy tymi swoimi gierkami pt. ja wcale nie byłem obrażony, tylko ty odstawiasz szopkę!
Oczywiście w sytuacji, gdy mówię, że naśladuję jego zachowanie on się obraża dalej :D
czwartek, 10 grudnia 2009
Super shit list!
Jestem ofiarą marketingu. No no bo jak wytłumaczyć to, że jak książka znajduje się na liście bestsellerów to ja od razu muszę ją mieć i przeczytać?! Oczywiście w większości przypadków czuję się oszukana, bo lektura okazuje się stosem banialuków napisanych przez większego grafomana niż ja!
A oto super shit list!
1. Numer jeden w tej kategori przypada całej serii książek
Saga "Zmierzch"
Czy naprawdę Edward musi na każdej stronie patrzeć na Bellę spod firanek rzęs, a ona zaglądać w jego miodowe oczy? Autorka posługuje się tymi dwoma obrazowymi charakterystykami przez całą książkę i niczego innego się nie trzyma. Szkoda, że nie wpadła na pomysł, żeby dodać jeszcze jakieś inne opisy. W tym przypadku mam wrażenie, że film był lepszy od tego co napisane.
2. "Dom nad Rozlewiskiem"
Pomyślałam sobie, że skoro tyle ludzi kupiło i zachwalają to musi to być coś wyjątkowego. Ale się zdziwiłam, gdy okazało się, że książka nie ma za bardzo fabuły, a jej główne wątki rozbijają się o to co zjeść na śniadanie. Bohaterka rozmażonym wzrokiem zastanawia sie czy czerstwe bułki z miodem czy parówki z kajzerką. Na temat tych czerstwych bułek to jest grubszy elaborat! Serialu nie zdzierżyłam po 10 minutach, bo jak to mawiają z pustego to i Salomon nie naleje.
3. Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną
Czytam Wyborczą a tam rozpisują się o nowej, młodej autorce, która napisała dzieło przełomowe. Zaraz potem szum, bo młoda jest nominowana do Nike. No to myślę sobie: sprawdzimy co to jest. I co się okazuje? Że książka nie ma fabuły! Jest zlepkiem jakiegoś bełkotu poprzetykanym "kurwami". Wiem, wiem. Zaraz się podniosą głosy, że nie rozumiem współczesnej literatury i że to dla elit intelektualnych. No to ja się chyba nie zaliczam.
4. Homo bimbrownikus
No i tu żal wielki. Bo po fajnym debiucie Jakuba Wendrowycza w "Weźmisz czarno kure" pozostałe części miały coraz niższy poziom no i ostatnia część okazała się na szybko wymyślonym opowiadaniem bez ładu i składu. Mam wrażenie, że coś podobnego bym napisała podczas nudnego wykładu na zajęciach. No i czuć, że Andrzej Pilipiuk skupił się na zarabianiu pieniędzy i myśli, że wszystko co wyda pod szyldem z wiejskim egzorcystą w roli głównej się świetnie sprzeda. Obawiam się, że po raz ostatni.
Więcej nie pamiętam, ale jak sobie przypomnę to dopiszę.
A teraz coś innego z ostatniej chwili! Też bestseller, ale tym razem polecam - trylogia "Millennium" Stiega Larssona. Nareszcie coś sensownego! Nareszcie mam wrażenie, że ktoś szanuje czytelnika i nie traktuje go jak półgłowka.
Panie Larsson szkoda, żeś się pan zabrał z tego świata i nie napiszesz nic więcej. :(
A oto super shit list!
1. Numer jeden w tej kategori przypada całej serii książek
Saga "Zmierzch"
Czy naprawdę Edward musi na każdej stronie patrzeć na Bellę spod firanek rzęs, a ona zaglądać w jego miodowe oczy? Autorka posługuje się tymi dwoma obrazowymi charakterystykami przez całą książkę i niczego innego się nie trzyma. Szkoda, że nie wpadła na pomysł, żeby dodać jeszcze jakieś inne opisy. W tym przypadku mam wrażenie, że film był lepszy od tego co napisane.
2. "Dom nad Rozlewiskiem"
Pomyślałam sobie, że skoro tyle ludzi kupiło i zachwalają to musi to być coś wyjątkowego. Ale się zdziwiłam, gdy okazało się, że książka nie ma za bardzo fabuły, a jej główne wątki rozbijają się o to co zjeść na śniadanie. Bohaterka rozmażonym wzrokiem zastanawia sie czy czerstwe bułki z miodem czy parówki z kajzerką. Na temat tych czerstwych bułek to jest grubszy elaborat! Serialu nie zdzierżyłam po 10 minutach, bo jak to mawiają z pustego to i Salomon nie naleje.
3. Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną
Czytam Wyborczą a tam rozpisują się o nowej, młodej autorce, która napisała dzieło przełomowe. Zaraz potem szum, bo młoda jest nominowana do Nike. No to myślę sobie: sprawdzimy co to jest. I co się okazuje? Że książka nie ma fabuły! Jest zlepkiem jakiegoś bełkotu poprzetykanym "kurwami". Wiem, wiem. Zaraz się podniosą głosy, że nie rozumiem współczesnej literatury i że to dla elit intelektualnych. No to ja się chyba nie zaliczam.
4. Homo bimbrownikus
No i tu żal wielki. Bo po fajnym debiucie Jakuba Wendrowycza w "Weźmisz czarno kure" pozostałe części miały coraz niższy poziom no i ostatnia część okazała się na szybko wymyślonym opowiadaniem bez ładu i składu. Mam wrażenie, że coś podobnego bym napisała podczas nudnego wykładu na zajęciach. No i czuć, że Andrzej Pilipiuk skupił się na zarabianiu pieniędzy i myśli, że wszystko co wyda pod szyldem z wiejskim egzorcystą w roli głównej się świetnie sprzeda. Obawiam się, że po raz ostatni.
Więcej nie pamiętam, ale jak sobie przypomnę to dopiszę.
A teraz coś innego z ostatniej chwili! Też bestseller, ale tym razem polecam - trylogia "Millennium" Stiega Larssona. Nareszcie coś sensownego! Nareszcie mam wrażenie, że ktoś szanuje czytelnika i nie traktuje go jak półgłowka.
Panie Larsson szkoda, żeś się pan zabrał z tego świata i nie napiszesz nic więcej. :(
wtorek, 8 grudnia 2009
Idą święta
Na prośbę czytelników jest nowa notka, ale też jest o czym pisać.
Byłam dziś w pracy tradycyjnie donieść zwolnienie. Zrobiłam też rundę po piętrach, coby poodwiedzać znajomków z różnych działów. Dowiedziałam się wielu pożytecznych rzeczy oraz spotkała mnie miła niespodzianka.
Ale od początku. To było tak...
pierwsze kroki kieruję ku mojemu macierzystemu pokojowi - czyli tam gdzie urzęduje Menago, K. i inne osoby do których zostałyśmy dokooptowane w wyniku połączenia działów. Pokój świeci pustkami i siedzi tylko trzech pracowników, którzy zostali zatrudnieni na zlecenie. Nie wiedzą gdzie jest Pani Dyrektor, nie wiedzą gdzie Menago, nie wiedzą kiedy tamci wrócą i w ogóle to nic nie wiedzą.
Korzystając z okazji, że nie ma Menago (która normalnie to siedzi naprzeciwko mnie) robię porządek w kompie i przegladam e-maile. Patrzę a tu KOMUNIKAT: "W dniu dzisiejszym zapraszamy po odbiór premii świątecznych. Każdy z pracowników jako upominek świąteczny otrzyma 200 zł ".
Czytam KOMUNIKAT dwa razy i aż mi się wierzyć nie chce. Jestem pod wrażeniem Respect!
Pracuję w Firmie ponad trzy lata i oto co wcześniej otrzymywaliśmy jako upominek:
1. Ramka elektroniczna do zdjęć
2. Sianko i śpiewnik kolęd
3. Plecak z zestawem piknikowym (plasticzane talerze i zestaw sztućcy z plasticzanymi rączkami)
4. Sianko i termos
Za każdym razem opatrzone logotypem Firmy - na w razie czego, gdyby ktoś chciał się pozbyć niepotrzebnego prezentu to ma sprawę utrudnioną.
Co roku zastanawialiśmy się wszyscy po kiego grzyba zakupują takie szity zamiast dac każdemu po 50 zeta na karpia. Ponoć w tym roku znowu mieli plan (tym razem miały być to zegarki z logosami oczywiście).
No Panowie Dyrektorzy Zarządzający! Jestem z Was dumna jak nigdy dotąd. Nareszcie nie wydaliście pieniędzy na gówno warte prezenty! Trochę kryzysu i główka pracuje :)
Byłam dziś w pracy tradycyjnie donieść zwolnienie. Zrobiłam też rundę po piętrach, coby poodwiedzać znajomków z różnych działów. Dowiedziałam się wielu pożytecznych rzeczy oraz spotkała mnie miła niespodzianka.
Ale od początku. To było tak...
pierwsze kroki kieruję ku mojemu macierzystemu pokojowi - czyli tam gdzie urzęduje Menago, K. i inne osoby do których zostałyśmy dokooptowane w wyniku połączenia działów. Pokój świeci pustkami i siedzi tylko trzech pracowników, którzy zostali zatrudnieni na zlecenie. Nie wiedzą gdzie jest Pani Dyrektor, nie wiedzą gdzie Menago, nie wiedzą kiedy tamci wrócą i w ogóle to nic nie wiedzą.
Korzystając z okazji, że nie ma Menago (która normalnie to siedzi naprzeciwko mnie) robię porządek w kompie i przegladam e-maile. Patrzę a tu KOMUNIKAT: "W dniu dzisiejszym zapraszamy po odbiór premii świątecznych. Każdy z pracowników jako upominek świąteczny otrzyma 200 zł ".
Czytam KOMUNIKAT dwa razy i aż mi się wierzyć nie chce. Jestem pod wrażeniem Respect!
Pracuję w Firmie ponad trzy lata i oto co wcześniej otrzymywaliśmy jako upominek:
1. Ramka elektroniczna do zdjęć
2. Sianko i śpiewnik kolęd
3. Plecak z zestawem piknikowym (plasticzane talerze i zestaw sztućcy z plasticzanymi rączkami)
4. Sianko i termos
Za każdym razem opatrzone logotypem Firmy - na w razie czego, gdyby ktoś chciał się pozbyć niepotrzebnego prezentu to ma sprawę utrudnioną.
Co roku zastanawialiśmy się wszyscy po kiego grzyba zakupują takie szity zamiast dac każdemu po 50 zeta na karpia. Ponoć w tym roku znowu mieli plan (tym razem miały być to zegarki z logosami oczywiście).
No Panowie Dyrektorzy Zarządzający! Jestem z Was dumna jak nigdy dotąd. Nareszcie nie wydaliście pieniędzy na gówno warte prezenty! Trochę kryzysu i główka pracuje :)
czwartek, 3 grudnia 2009
Trening dla cwaniaków
Tego idiotę co uknuł powiedzenie, że ciąża to nie choroba najchętniej walnęłabym wielkim rondlem, albo ciężkim chińskim wokiem przez łeb!! Hehe - chyba widać, że ostatnio zajęłam się gotowaniem.
Ale do rzeczy... Powiedzenie niestety się przyjęło i ludziska (najchętniej pracodawcy) chętnie je powtarzają. Zatem może ciąża nie jest chorobą, ale wiąże się z i wieloma dolegliwościami. Aby się wczuć w rolę kobiety ciężarnej proponuję tym cwaniakom następujące rozwiązania:
Tia - ciąża to nie choroba!
p.s.
Pozdrowienia dla małża, który odstatnio nakładał mi skarpetki (jakoś sama nie dałam rady) i tak się przyłożył, że "piętki" miałam naciągnięte aż na łydki.
p.s. 2
Nie chcę żeby wyszło, że mam jakies roszczenia, ale jezeli w kolejce w sklepie ludzie robią wszystko, żeby nie zauważyć mojego brzucha i tego, że może mi być ciężko to upokarzające byłoby, gdybym się jeszcze miała pytać, czy mnie przepuszczą. Miło byłoby, gdyby sami na to wpadli.
p.s. 3
Ciążozaur najgorzej się czuje na samym początku, kiedy to nie widać jeszcze tak wyraźnie brzucha.
Ale do rzeczy... Powiedzenie niestety się przyjęło i ludziska (najchętniej pracodawcy) chętnie je powtarzają. Zatem może ciąża nie jest chorobą, ale wiąże się z i wieloma dolegliwościami. Aby się wczuć w rolę kobiety ciężarnej proponuję tym cwaniakom następujące rozwiązania:
- Założyć plecak tak, żeby był z przodu i na początek włożyć do niego 3 kg cukru. Następnie dokładać po 1 kg co trzy tygodnie.
- Iść na imprezę i pić do szóstej rano, do tego najlepiej wyjarać ramkę fajek - chodzi o spotengowanie efektu kaca (tramp w gębie, mdłości, suchoty i zawroty głowy), a następnie iść do pracy i udawać, że wszystko jest ok! Czynność tę należy powtarzać bezwzględnie codziennie przez conajmniej dwa miesiące.
- Założyć wielki stanik i tam włożyć dwa woreczki wypełnione po 1 litr wody każdy.
- Należy wypić trzy piwa bez chodzenia w międzyczasie do toalety, a następnie wsiąść do autobusu i jechać do końca trasy nie zajmując miejsca siedzącego. To samo należy zrobić z kolejką w sklepie. Z pełnym pęcherzem proszę się ustawić w najdłuższej kolejce. I tu mała dygresja. Z komunikacji miejskiej korzystam bardzo rzadko, ale parę razy przydarzyło mi się jechać - miejsce ustąpiono mi raz, w kolejce w sklepie ani razu.
- Poprosić partnera/przyjaciół, żeby wzięli kij baseball'owy i przyłożyli wam nim parę razy po kręgosłupie, a następnie spróbować pozbierać jednogroszówki z chodnika.
- Jeżeli do tej pory spaleś na brzuchu lub na plecach to zapomnij o tej pozycji. Śpij na prawym lub na lewym boku, aż półdupki odmówią ci posłuszeństwa. Nie zrażony niczym dalej śpij tylko w tych dwóch pozycjach przez sześć miesięcy.
Tia - ciąża to nie choroba!
p.s.
Pozdrowienia dla małża, który odstatnio nakładał mi skarpetki (jakoś sama nie dałam rady) i tak się przyłożył, że "piętki" miałam naciągnięte aż na łydki.
p.s. 2
Nie chcę żeby wyszło, że mam jakies roszczenia, ale jezeli w kolejce w sklepie ludzie robią wszystko, żeby nie zauważyć mojego brzucha i tego, że może mi być ciężko to upokarzające byłoby, gdybym się jeszcze miała pytać, czy mnie przepuszczą. Miło byłoby, gdyby sami na to wpadli.
p.s. 3
Ciążozaur najgorzej się czuje na samym początku, kiedy to nie widać jeszcze tak wyraźnie brzucha.
środa, 2 grudnia 2009
Ostatnia brzytwa ratunku
Nowe wieści z roboty.
Na miejsce B. miał przyjść jakiś koleżka od grudnia (lub od stycznia). Jednakże kiedy K. zapytała naszej menago co z tym człowiekiem, który pomoże nam ratować ledwo dryfujący dział, tamta odparła, że nic nie wie. No to kto ma wiedzieć, ja się pytam?!
To jakaś kompletna pomyłka i się zastanawiam o co kaman!! Skoro w dziale są obecnie 3 osoby (słownie: trzy) w tym ja na zwolnieniu, K. pracuje, a menago zarządza. Wychodzi na to, że de facto pracuje jedna osoba, która całego tego bałaganu nie pociągnie.
Jaki jest więc cel menago, skoro nie zatrudnia nikogo na miejsce B.?
Odpowiedzi są dwie:
Na miejsce B. miał przyjść jakiś koleżka od grudnia (lub od stycznia). Jednakże kiedy K. zapytała naszej menago co z tym człowiekiem, który pomoże nam ratować ledwo dryfujący dział, tamta odparła, że nic nie wie. No to kto ma wiedzieć, ja się pytam?!
To jakaś kompletna pomyłka i się zastanawiam o co kaman!! Skoro w dziale są obecnie 3 osoby (słownie: trzy) w tym ja na zwolnieniu, K. pracuje, a menago zarządza. Wychodzi na to, że de facto pracuje jedna osoba, która całego tego bałaganu nie pociągnie.
Jaki jest więc cel menago, skoro nie zatrudnia nikogo na miejsce B.?
Odpowiedzi są dwie:
- po pierwsze primo menago ma już zapewnioną pracę gdzie indziej (np. w innym dziale w ramach tej samej firmy) - wszak kreuje się przed dyrekcją na kierownika o wysokich kwalifikacjach i niebywałej kulturze osobistej;
- po drugie primo menago jest gamoniem i myśli tylko o tym, żeby jak najdłużej dostawać swoją ciepłą pensyjkę i nie wychylać się przed kierownictwem i mówić, że jest niewesoło. A nuż nikt nie zauważy, że jest chujnia?
wtorek, 1 grudnia 2009
Rozdwojenie jaźni
Z racji zbliżającego się terminu pojawienia się na świecie potomki, zaczęłam czytać wiele oświecających artykułów. Robię też sondaże wśród koleżanek-matek o tym co jest dobre, a co nie.
I oto czego się dowiedziałam:
1. Należy bezwzględnie szczepić dzieci na pneumokoki i meningokoki. W USA te szczepienia są obowiązkowe.
2. Broń Boże!! nie należy szczepić dzieci na pneumokoki i meningokoki, bo tak naprawdę to dzieci po tych szczepieniach chorują. Jak byliśmy mali to takich szczepień nie było i jakoś do tej pory żyjemy.W tym całym biznesie chodzi o zarobek firm farmaceutycznych.
3. Trzeba używać oliwek i nawilżać ciało dziecka od początku.
4. Nie wolno używać oliwek, bo uczulają.
5. Wynajmować indywidualnie położną, bo inaczej pojęcie "rodzić po ludzku" nie istnieje.
6. Nie wynajmować żadnej położnej. W szpitalach kadra jest od tego, żeby nam pomagać.
I tak jest ze wszystkim. Z łóżeczkami, wózkami, fotelikami, ubrankami dla dzieci... Wychodzi na to, że gówno się dowiedziałam.
Można sie pochlastać!!
I oto czego się dowiedziałam:
1. Należy bezwzględnie szczepić dzieci na pneumokoki i meningokoki. W USA te szczepienia są obowiązkowe.
2. Broń Boże!! nie należy szczepić dzieci na pneumokoki i meningokoki, bo tak naprawdę to dzieci po tych szczepieniach chorują. Jak byliśmy mali to takich szczepień nie było i jakoś do tej pory żyjemy.W tym całym biznesie chodzi o zarobek firm farmaceutycznych.
3. Trzeba używać oliwek i nawilżać ciało dziecka od początku.
4. Nie wolno używać oliwek, bo uczulają.
5. Wynajmować indywidualnie położną, bo inaczej pojęcie "rodzić po ludzku" nie istnieje.
6. Nie wynajmować żadnej położnej. W szpitalach kadra jest od tego, żeby nam pomagać.
I tak jest ze wszystkim. Z łóżeczkami, wózkami, fotelikami, ubrankami dla dzieci... Wychodzi na to, że gówno się dowiedziałam.
Można sie pochlastać!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)