czwartek, 29 października 2009

Małe bum

Hazbend od kilku tygodni mocno zachwala jazdę autobusem do pracy. Po pierwsze, bo to jest na drugim końcu miasta i nie musi się tłuc samochodem. A po drugie jedzie ok. 40-50 min. i nie musi się przesiadać. Dzień po tym jak zachwalał luksusy nie jeżdżenia autem (zero nerwów na pogodę, na korki i na innych kierowców) w autobus, którym jechał małż uderzył samochód. Dokładnie w to miejsce, w którym siedział. Na szczęście nic mu się nie stało, musiał się jednak przesiąść do innego autobusu, gdyż ten nie nadawał się do dalszej jazdy.
Siedzi więc sobie chłopina tuż za kierowcą (jego ulubione miejsce) i wsiada dziadówa, która z miejsca wykrzykuje do boguduchawinnego kierowcy CO TO JEST? GDZIE JEST POPRZEDNI AUTOBUS? ILE MOŻNA CZEKAĆ?!
Kierowca zdezorientowany robi minę w stylu "Ajdontnoł" lub raczej "Łotdefak?!" Dziadówa siada obok hazbenda i dalej ujada swoje. To jej malż wyjaśnia, że poprzedni autobus miał wypadek i on w nim jechał.
Uspokoiła się na jakieś 10 min., ale ponieważ nie widzi w moim mężu swojego poplecznika to zmienia miejsce.
Na następnym przystanku wsiada młody koleś i zaczyna tą samą gadkę co dziadówa tylko dodaje wymachy łapami i na dodatek wrzeszczy głośniej, żeby wszyscy w autobusie słyszeli jego żale.  Ujada tak przez conajmniej 5 przystanków. Kiedy sie uspokaja, zajmuje w końcu jakieś bezpieczne miejsce.
Dwa przystanki dalej wsiada kanar. I co się okazuje? Że awanturnik nie ma biletu i jedzie na gapę.
Ludzie to są niezłe bezczele, co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz