czwartek, 15 października 2009

Względność zakresu obowiązków

Dziś będzie historia z przeszłości. Pewnie ją podzielę na kilka części, bo jest co opowiadać.
A więc... kilka ładnych lat temu pracowałam w pewnym, wówczas jeszcze dobrze prosperującym wydawnictwie. Praca była fajna, ludzie super - tylko dochody na słabym poziomie. Zaczęłam więc oglądać się za inną robotą.
I tak trafiłam pod skrzydła J. z którą miałam okazję kiedyś współpracować i całkiem dobrze nam wtedy szło. Była mną zachwycona i w kółko słyszałam "ochy i achy" pod moim adresem. Nie powiem, żeby to nie łechtało mojej próżności ;)
Tak więc zaczynam pracę w nowym miejscu i widzę, że J. nie może tu żyć bez swojej koleżanki O. (którą też znam z poprzedniego miejsca pracy) i każdą decyzję z nią konsultuje. Oczywiscie O. w związku z tym traktuje wszystkich pracowników J. jak swoich i wydaje im różne polecenia. Ich słuszność często daleka jest od zdrowego rozsądku.  W końcu po miesiącu czy nawet dwóch przyszedł czas na mnie. O. wysyła mi maila, że mam jej przygotować jakieś tam prezentacje i to PILNIE.  No to ja jej grzecznie odpisuję, że wprawdzie zajmowałam się tym kiedyś (w poprzedniej pracy), ale w tej mam już nowy, inny zakres obowiązków. I oczywiście jak będzie taka potrzeba to jej pomogę, jednakże w chwili obecnej jestem zajęta moimi podstawowymi obowiązkami.
Za 5 min. e-mail od O.:
"Nie interesuje mnie, że jesteś zajęta. Jeżeli ja Cię o coś proszę to masz to wykonać!"
Moja odpowiedź:
"Bardzo mi przykro, ale dziś Ci nie pomogę. Będę potem miała kłopoty, bo mam do zrobienia wiele rzeczy, za które będę rozliczana."
Wydaje mi się, że O. robi próbę sił, na ile może mi wejść na łeb. Ma pracowników swojego działu, którzy powinni się tym zajmować. Sugeruje jej zatem, że lepiej będzie jak któryś z jej pracowników się tym zajmie. Wydaje mi się, że zrobią to z lepszym efektem.
Niestety J. jest nieobecna w biurze i nie mam jak się skonsultować co robić.
Po dwóch godzinach J. wraca do biura i od razu wzywa mnie do swojego gabinetu razem z inną koleżanką z pokoju. Jestem uradowana, bo pewnie będzie chciała wyznaczyć jasno, kto ma jakie obowiązki w tym dziale. Przemówienie jest skierowane tylko do mnie, więc pewnie ta druga osoba jest zaproszona jako publika.
J.: - Widziałam twoją korespondencję z O. i bardzo mi się nie podoba. (no cóż ja sądzę tak samo) W ogóle to jesteśmy z ciebie bardzo niezadowolone. (my to znaczy kto? ja król, czy kto?!).
Masz bezwzględnie wykonywać polecenia O.

Ja: - Czy to znaczy, że mam przejmować obowiązki działu handlowego? A co z moimi podstawowymi obowiązkami ? Jeżeli mam coś "swojego" do zrobienia, to jaka jest kolejność wykonywania czynności? Co ma być priorytetem?

J.: - Nie zadawaj głupich pytań!

Ja: - Wolałabym po prostu wiedzieć co jest najważniejsze. Potem może się okazać, że czegoś nie dopilnowałam.

J.: - Tak jak już powiedziałam, jesteśmy z ciebie bardzo niezadowolone!
(W środku zaczynam się gotować i jest mi wstyd przed koleżanką, która, już teraz jestem tego pewna, została zaproszona jako publika na ten pokaz)

Ja: - To jak to się ma do tego, że nie dalej jak 3 dni temu mówiłaś, że jesteś bardzo zadowolona z efektów mojej pracy? Mówiłaś jeszcze, że projekt, który prowadziłam samodzielnie wyszedł na piątkę...

J. : - Pomyliłam się!
(W tym momencie zaczynają mi drżeć stopy i ręce)

Ja: - Skoro tak... to jest proste wyjście z tej sytuacji. Po prostu zwolnij mnie. Nie będziemy się obydwie męczyć.

J.: - Ty mi nie będziesz mówić, co mam robić!

I tak zaczął się mój koszmar, który trwał blisko 2 lata.

5 komentarzy:

  1. Mam wrażenie, że Twoje szefowe, współpracownice to mega idiotki i wcale im nie wstyd z tego powodu. Może J powinna dostać w prezencie podręcznik "Jak udawać profesjonalnego menedżera i przestać się kompromitować, choć na szacunek już nie ma co liczyć" ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja mam wrażenie, że większość kobiet nie nadaje się do profesjonalnego zarządzania z powodu kierowania się emocjami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aha i muszę dodać, że współpracuję również wieloma fajnymi i wartościowymi osobami, tyle że po prostu nie ma co tego opisywać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Obawiam się, że co do większości kobiet masz rację.

    OdpowiedzUsuń
  5. No bo nami rządzi PMS :(
    XXX

    OdpowiedzUsuń