piątek, 9 października 2009

Spłata raty z procentem na minusie

Powinno to być pod etykietką 'job', ale bliżej do etykietki 'z życia wzięte'. Pomaga nam w pracy od czasu do czasu chłopak na zlecenie. Niestety niezbyt często, bo menago jest za tym by oszczędzać, więc dzwonimy po niego tylko wtedy, kiedy to niezbędne i absolutnie ostateczne.
Moja firma znana jest również z tego, że niechętnie płaci ludziom na czas. Zawsze się znajdzie przeszkoda - oczywiście natury formalnej - aby nie zapłacić pracownikom w terminie.

A to umowa jest źle sporządzona (choć wg. draftu zamieszczonego w intranecie), a to brakuje kopii legitymacji takiego pracownika (najczęściej są to studenci), a to w końcu ginie rachunek wystawiony na takiego delikwenta (tu już przyczyny nie potrafię wyjaśnić).

Tym razem chłopak czekał długo na kasę i zaczął narzekać, że chce wyjechać na wakacje i bardzo by mu się te pieniądze przydały. W takich sytuacjach ratuję chłopaka i przelewam mu ze swojego konta kasę. Ustalamy, że jak tylko weźmie skądś napływ gotówki to mi odda. Do tej pory nie było problemów z taką praktyką.
Mija miesiąc, a 'student' nie odzywa się. Postanawiam w końcu upomnieć się o kasę. Chłopak nie odpowiada. Mija kolejny miesiąc. Głupio mi, ale znowu się upominam. 'Student' odezwał się, że firma nie przelała mu jeszcze kasy. Mówię mu, żeby wyjaśnił sprawę, bo wszystkie dokumenty były złożone i powinien dostać wynagrodzenie 15. lub 30 dnia miesiąca. Mijają dwa tygodnie. Ja kasy cały czas nie mam. Na dodatek robi się nieciekawie, bo i u mnie już krucho z funduszami. Wysyłam sms'a (nie mam odwagi zadzwonić po własne pieniądze - dupa ze mnie nie windykator). 'Student' odpisuje, że już za chwileczkę już za momencik. I tak znowu mijają dwa tygodnie...
W końcu wczoraj nie wytrzymałam i piszę mu, że już ostatecznie musi mi przelać kasę niezależnie od tego, czy firma mu zapłaciła czy nie. Nawet zastanawiam się czy jakoś to argumentować - w stylu, że mi są potrzebne juz te pieniądze, bo mam nóż na gardle w kwestii finansów. Decyduję się jednak tego nie robić. Czy muszę się komuś tłumaczyć, że ma mi oddać moją kasę?
Patrzę dzis na stan konta... Są moje pieniążki są! Pomniejszone o 10 złotych. Pal licho te dyche, ważne że w końcu oddał. Ale się trzeba namęczyć!

Aha i piosenka na dziś (nie jest to łatwa muzyka w stylu Kylie):

3 komentarze:

  1. Osobiście to ostatni raz wyświadczałbym taką przysługę, nawet najbliższemu przyjacielowi, po takiej akcji.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i własnie takie przypadki oduczają cię dobrej woli.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Chcesz się pozbyć przyjaciela? Pożycz mu pieniądze." Jeden znajomek wisi mi od kilku lat stówę za bilet na pociąg do Wawy. Innej osobie pożyczyłem kiedyś 300 zł z info "oddasz kiedy będziesz przy kasie". Zaraz miną dwa lata jak "nie jest przy kasie", chociaż się jej powodzi lepiej niż mi. To drobne kwoty, nie zależy mi na tej forsie. Ale szkoda, że od tamtej pory osoby te unikają kontaktu ze mną. Chyba źle pamiętały maksymę i wyszły z założenia, że... "Chcesz się pozbyć kogoś, pożycz kasę od niego" :D

    OdpowiedzUsuń