W pracy nic się nie wyjaśniło. W związku z tym, że B. odchodzi wczoraj ani Menago, ani Pani Dyrektor nie przyszły do pracy.
Miały z B. pogadać na temat zatrzymania jej w firmie, ale jakoś tak się złożyło, że obydwie wzięły urlop - w tym Menago wzięła na żądanie. Nie ma jak profesjonalne zarządzanie. Jak coś się sypie to najlepiej nie przychodzić, nie rozmawiać, przeczekać i uklepać - może samo się ułoży?
Rozbawiło mnie, że Menago w rozmowie z innym pracownikiem wyraziła swoje zaskoczenie wypowiedzeniem B.
- Ale jak to? Nie chodziło jej chyba o pieniądze? Powiedziałaby coś przecież?!
Nie muszę dodawać, że każda próba nawiązania dyskusji z Menago na temat wynagrodzeń dla naszego działu kończyła się awanturą i argumentami żebyśmy się cieszyli, że nas nie wylali, bo jest bardzo źle (jak bardzo źle, nie potrafiła jakoś nigdy określić).
Dżizas co za czasy, żeby byle kołtuna się bać!
piątek, 2 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz